niedziela, 31 sierpnia 2014

Me Now Generation II - Long Lasting Lip Gloss od Born Pretty Store

Cześć dziewczyny :)!

Podekscytowana jakiś czas temu pisałam Wam o moich ochach i achach na temat paletki, którą dostałam w ramach współpracy z wszystkim znanym sklepem Born Pretty Store. Jest naprawdę świetna. Szkoda jednak, że tego samego nie mogę powiedzieć o matowej pomadce do ust. Jej kolor od razu rzucił mi się w oczy. Pomarańczowy, ale nieco zgaszony, modny w tym sezonie. 


No i w sumie w tym momencie moje zachwyty się kończą :). Co konkretnie mogę jej zarzucić? Lista jest spora. Po pierwsze i najważniejsze - fatalnie osadza się na ustach. Podkreśla każde załamanie i tworzy prześwity. Brzydko schodzi z ust, tworząc plamy na ustach. Poza tym bardzo się klei. Lubię gęste klejące błyszczyki, bo to sprawia, że są bardziej trwałe, ale w przypadku tej pomadki, pisząc, że jest klejąca mam na myśli, że moje usta zostały posmarowane Super Glue. Nie jest to miłe uczucie.



Pomadka ma wykończenie matowe i jest faktycznie wodoodporna. Poniżej zobaczycie zdjęcie, które przedstawia usta usilnie tarte chusteczką. Ciężko ją zmyć nawet płynem do demakijażu. Tak naprawdę pomadka ta nigdy nie gościła na moich ustach dłużej niż pięć minut, bo po prostu nie umiem jest znieść. Co z tego, że kolor i wykończenie jest piękne, skoro tak nieprzyjemnie się ją nosi z powodu klejenia i brzydkiego wyglądu na ustach? Na dodatek śmierdzi plastikiem. 




No zobaczcie, jak to wygląda. Ostatnie zdjęcie przedstawia próbę zmazania pomadki chusteczką. Ciężka do zdarcia. Co ciekawe, uczucie klejenia pozostaje nawet po próbie zmycia. Jest na tyle niekomfortowa, że wyląduje w koszu, bo na pewno nie zaryzykowałabym wyjścia w niej gdziekolwiek, nie zamierzam się męczyć.

Tej pomadki nie polecam nikomu, bo nie wierzę, że u kogoś może sprawdzić się lepiej. Wszystkie pomadki ze sklepu Born Pretty Store możecie zobaczyć pod tym linkiem. Na pewno znajdą się tam inne, godne polecenia :). Nie omieszkam się kiedyś sama przekonać o tym, mam nadzieję, że trafię na lepszą :).

wtorek, 26 sierpnia 2014

Ekspresowy krem do depilacji Bielenda Vanity Ciało ~ Twarz ~ Bikini

Cześć dziewczyny!

Niestety mam tę nieprzyjemność borykania się z owłosieniem nad górną wargą. Kiedy w końcu pojęłam, że muszę to zlikwidować w pierwszym odruchu sięgnęłam po plastry z woskiem do depilacji. Moja odporność na ból jest chyba zerowa, bo odklejanie tych plastrów kończyło się wrzaskiem i łzami w oczach. Na domiar złego dostałam zapalenia mieszków włosowych. Za pierwszym razem nie skojarzyłam sobie tego z depilacją okolicy nad górną wargą, myślałam, że po prostu zrobiły mi się wypryski. Nie wyglądało to estetycznie i długo się utrzymywało. Dopiero po kilku zabiegach wpadłam na to, że to może być zapalenie mieszków włosowych. Podziękowałam raz na zawsze plastrom z woskiem, które zresztą i tak nie usuwały wszystkiego, no bo po co się męczyć? Wolałam poszukać innej alternatywy.


Wiedziałam, że tym razem będę szukać sposobu mniej bolesnego, najlepiej w ogóle niebolesnego, więc moje poszukiwania skierowałam na kremach do depilacji. Nie wiedziałam, jak moja skóra na nie zareaguje, nie chciałam kupować dużego opakowania, więc w oko mi wpadł krem w saszetkach z Bielendy. Postanowiłam spróbować. I to był strzał w dziesiątkę!

Dostajemy 2x20 ml, bowiem mamy dwie saszetki - z kremem do depilacji i mleczkiem po depilacji - za całe 2,99 zł! Jeśli ktoś tym chce usunąć większe partie, to saszetki mogą nie być zbyt wydajnym sposobem, jednak na moje potrzeby saszetki te wystarczą chyba na milion lat.

KROK 1 
Aksamitny i delikatny krem przeznaczony do ekspresowej depilacji. Wyjątkowo łagodnie i bardzo dokładnie usuwa nawet najkrótsze włoski, czyni depilację szybką, skuteczną i bezbolesną. Zawiera bogaty w składniki mineralne ekstrakt z aloesu, który koi i łagodzi podrażnienia, intensywnie nawilża i regeneruje skórę, zapobiega jej przesuszeniu. Wydepilowane miejsca na długo pozostają gładkie i optymalnie wypielęgnowane.

KROK 2
Niezwykle delikatne mleczko o wyjątkowo łagodzących i kojących właściwościach, dba o skórę wrażliwą i podrażnioną depilacją. Intensywnie nawilża i regeneruje naskórek, skutecznie spowalnia odrastanie włosków oraz zapobiega ich wrastaniu w skórę. Przy systematycznym używaniu mleczka włoski odrastają wolniej, stają się słabsze i cieńsze. Mleczko zawiera substancje łagodzące oraz aloes oraz boswella serrata o działaniu przeciwzapalnym i ściągającym.


Najważniejsze jest to, że nie boli :). Poza tym działa dokładnie tak, jak mówi producent - wystarczy tylko pięć minut i po sprawie. Pożegnałam się z zaczerwienieniem po plastrach i zapaleniem mieszków włosowych. Krem w ogóle nie podrażnia skóry, nie powoduje szczypania. W moim przypadku usuwa całe owłosienie. Plastry nie usuwały całości, zostawało nawet sporo włosków. Minusem może być brak dołączonej szpatułki do opakowania, ja poradziłam sobie... nożem :P. Cóż, potrzeba matką wynalazku. Dopiero niedawno odkryłam w szufladzie inną szpatułkę po jakimś kremie ;). Nie wiem, jak krem poradziłby sobie z grubszymi włoskami na ciele, jednak do owłosienia na twarzy jest idealny. Nie trzeba obawiać się podrażnień a i skóra jest pozbawiona włosków. Taki zabieg wystarcza mi na około 2 tygodnie, w porywie do trzech. Chyba całkiem przyzwoity wynik! Jeśli chodzi o jego zapach, to mimo, że krem jest pod nosem, nie jest specjalnie drażniący. Jasne, nie pachnie jakoś super, ale też zapach nie odrzuca.
Mleczko to taka wisienka na torcie. Nawilża skórę, nie zapycha porów. W przeciwieństwie do kremu ładnie pachnie. Czy spowalnia odrost włosków nie mogę jednoznacznie stwierdzić, ponieważ zabieg i tak wykonuję co 2-3 tygodnie. Poza tym wsmarowuję go tylko po depilacji, więc nie wydaje mi się, że ten raz wpływa jakoś w szczególny sposób na odrastanie włosków.

Pamiętajcie, że przed użyciem zaleca się zrobić próbę uczuleniową. Nie należy go stosować na podrażnioną, opaloną skórę z bliznami, znamionami. Po zabiegu nie należy stosować produktów z alkoholem ani nie nagrzewać miejsc objętych depilacją.

niedziela, 24 sierpnia 2014

Makijaż rozświetlający na dzień.

Cześć dziewczyny!

Zdecydowanie muszę się poprawić w kwestii publikowania makijaży. Mam wiele pomysłów, często decyduję się na kolorowe i nieco mocniejsze makijaże do pracy, muszę po prostu robić im zdjęcia :). Chociaż chyba musiałabym wstać o 5 rano chcąc uchwycić efekt makijażu na całej twarzy, a nie tylko na oku, bo na milion robionych zdjęć pasuje mi tylko jedno, czy dwa :P. Znacie to, co :)?

Ostatnio zdecydowałam się na makijaż rozświetlający, uwaga, bez czarnej kreski, którą mam chyba zawsze! Zagęściłam nieco linię rzęs czarnym cieniem. W sumie byłam ciekawa, jak będę się czuć bez podkreślenia oka eyelinerem i choć początkowo było mi "łyso", to później się przyzwyczaiłam :).


Do makijażu oka użyłam głównie cienia Pierre Rene o nazwie Lilac Harmony. Jest to metaliczny cień, bardzo iskrzący i dodający blasku! Ma jakby mokrą konsystencję i najlepiej nakłada mi się go palcem, wtedy idealnie pokazuje swój potencjał. Zewnętrzny i wewnętrzny kącik oka zaznaczyłam brązem z paletki Sleek Darks. Jeśli chodzi o dolną powiekę, to mimo początkowych chęci zaznaczenia jej ciemnym brązem, postanowiłam od środka nałożyć połyskujący beżowo-złoty cień, a ku zewnętrznej stronie nałożyć znów Lilac Harmony. Wydaje mi się, że jasna dolna powieka dodaje makijażowi lekkości. Idealnie sprawiłyby się tutaj sztuczne rzęsy, ale nie miałam czasu na ich naklejanie. Już wkrótce pokażę Wam kilka makijaży z życiem rzęs od Born Pretty Store.



Moim zdaniem makijaż na zdjęciach całej twarzy prezentuje się o wiele lepiej, niż na zbliżeniu samego oka. Wyraźniej widać, że oko jest przydymione w delikatny sposób. Kolorystyka jest zachowana w naturalnych odcieniach, przez co makijaż idealnie nadaje się na co dzień i do pracy. 

Użyte kosmetyki:

BRWI
Inglot, Matte 326

OCZY
FM Group, utrwalająca baza pod cienie
Sleek Darks, cień Paper Bag
Pierre Rene, Lilac Harmony
Dermacol, korektor na środek powieki
Lovely Make Up Kit, złoto beżowy cień
Maybelline, The Colossal Volum Express Mascara

USTA
Born Pretty Store, matowa wodoodporna pomadka

TWARZ
Puder cynamonowy
Farmona Proffesional, Artysta Fantastyczny Fluid
Maybelline, Pure Mineral, korektor
FM Group, róż
W7, Honolulu

wtorek, 19 sierpnia 2014

Farmona PROFESSIONAL, Akademia Piękna, Artysta Fantastyczny Fluid

Cześć dziewczyny!

Dzisiejszy post będzie nieco magiczny i... fantastyczny! W moje łapki wpadł bowiem fluid marki Farmona z serii profesjonalnej, który zmienia kolory niczym kameleon :). 
Tego fluidu na próżno szukać w drogeriach, ponieważ seria profesjonalna jest dostępna jedynie dla gabinetów kosmetycznych. Ja dowiedziałam się o tym podkładzie na zajęciach praktycznych z kosmetyki i stąd też go mam - pani prowadząca zamówiła dla chętnych. Skusiła mnie też cena - kosztował jedynie 30 zł.


Przeznaczenie: każdy rodzaj cery
Działanie: spełnia wszystkie funkcje fluidu - idealnie dopasowuje się do skóry, wyrównuje jej koloryt, niweluje niedoskonałości i oznaki zmęczenia. Jednocześnie pielęgnuje skórę, doskonale ją wygładza i matuje.
Sposób użycia: preparat nanieść na skórę na zakończenie zabiegu kosmetycznego lub pod makijaż.

Skład: Cyclopentasiloxane, Dimethicone Crosspolymer, Cyclohexasilocane, Titanium Dioxide, Diethylexyl Carbonate, Polyglyceryl-6 Polyhydroxystearate, Aluminium Starch Octenyl, Ethylhexyl Methoxycinnamate, Polypropylene, Octocrylene, Argania Spinosa Kernel Oil, Aqua, Glycerin, Milk Lipids, Ceramide 3, Rosmarinus Officinalis Leaf Extract, Helianthus Annuus Seed Oil, Sodium Hyaluronate Crosspolymer, Ethylhexyl Stearate, Polyglyceryl-4 Diisostearate/Polyhydroxystearate/Sebacate, Sodium Isostearate, Alcohol, Tocopheryl Acetate, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, BHA, Parfum 

Uff, wypisanie składników to było coś :D


Fluid znajduje się w plastikowej białej buteleczce i w mojej ulubionej formie - air less. Niestety butelka nie jest przejrzysta i myślę, że pewnego dnia zdziwię się, że już go nie ma. Bardzo ładnie pachnie, zapach jest dosyć intensywny, ale dla mnie przyjemny, po aplikacji ulatnia się. Konsystencja jest średnio gęsta, kremowa przez to idealnie rozprowadza się na skórze. Podczas nakładania podkładu mam wrażenie, jakbym nakładała emulsję. 


Co jest w nim najciekawsze? Wyżej pisałam, że jest jak kameleon. Mimo wszystko nie spodziewajmy się tu barw niebieskich czy zielonych :D. Byłam bardzo zdziwiona, jak na zajęciach zauważyłam, że prowadząca nakłada na twarz koleżanki coś w kolorze kakao. Pierwszym skojarzeniem była jakaś maseczka, ale nie! To właśnie był Fantastyczny Fluid! Magia polega na tym, że początkowo jest brązowy, a pod wpływem wsmarowywania go w skórę jaśnieje i dopasowuje się do koloru naszej skóry. Fajny bajer, nie? 


Krycie tego fluidu określiłabym jako lekkie/średnie, ale też ja większego nie potrzebuję. Przede wszystkim oczekuję, żeby ujednolicał kolor skóry, zakrywał zaczerwienienia i z tym zadaniem FF radzi sobie bez problemu. Po rozsmarowaniu fluid nie zostawia płaskiego matu, tylko ma takie satynowe wykończenie. Pod fluid nakładam puder cynamonowy w celu przedłużenia trwałości i cera nie błyszczy się przez długie godziny. Nie zauważyłam też, by pogorszył się stan mojej cery, nie pojawiły się nowe zaskórniki ani żadne inne podrażnienia. Fluid wygląda bardzo naturalnie, co zresztą widać dwa zdjęcia niżej. Na pewno nie trzeba obwiać się efektu maski. 



Na powyższym zdjęciu mam już zakryte cienie pod oczami i nałożony puder cynamonowy. Bardzo odpowiada mi efekt fluidu, moim zdaniem wygląda świeżo i naturalnie. Bardzo fajnie wtapia się w skórę i stosując ten fluid jestem pewna, że szyja będzie miała ten sam kolor, co twarz :P.

Kosmetyk bardzo przypadł mi do gustu, a najfajniejsze jest to, że początkowo wygląda jak źle dobrany podkład i przeistacza się, tworząc idealny duet ze skórą ;). Za cenę 30 zł warto spróbować, więc jeśli kiedyś miałybyście okazję, to polecam ;)!

czwartek, 14 sierpnia 2014

Kolorowa paletka cieni od Born Pretty Store! Jak się sprawdza?

Cześć dziewczyny!

Na swoją paczkę od Born Pretty Store czekałam chyba z miesiąc. Byłam bardzo ciekawa kosmetyków, które sobie wybrałam, ale najbardziej nie mogłam się doczekać palety cieni. Przy wybieraniu paletka ta od razu wpadła mi w oko ze względu zestawienie kolorów, które według mnie jest piękne i wyjątkowe. Cienie na zdjęciu wydawały się jasne i pastelowe, więc miałam obawy, czy jakość będzie zadowalająca?


Paletka była dodatkowo opakowana w kartonik, który szybko wylądował w koszu. Bardzo zaskoczył mnie rozmiar, bo paletka jest potężna! Tak sporej jeszcze w kolekcji nie mam, ale na szczęście mieści się na półce z resztą paletek. Wykonana jest z czarnego, dosyć cienkiego plastiku. Nie jest to super solidne wykonanie, ale też nie zamierzam nią rzucać, więc myślę, że da radę. Poniżej porównanie wielkości paletki do ozdoby :).


No dobra, pokażę Wam, co czeka w środku!


Cienie były zabezpieczone przezroczystą folią, która też szybko zaginęła w koszu na śmieci :). Po otwarciu dosłownie zakochałam się w kolorach! Swoją drogą zobaczcie też, jak poszczególne cienie są duże.



Początkowo myślałam, że cienie są matowe, jednak wcale tak nie jest. Co prawda w solnym rzędzie znajdują się tylko matowe cienie, ale w górnym rzędzie wszystkie poza niebieskim są o satynowym wykończeniu, które bardzo lubię. Niebieski jest również matowy. 

Wiadomo, nie samą kolorystyką człowiek się zachwyca, jakość też jest ważna. I tutaj mega zaskoczenie! Cienie w ogóle nie pylą, mam na myśli, że przy nabieraniu cieniem na pędzel ten nabiera się bez problemu i obficie, ale mimo to cień nie kruszy się na swojej powierzchni (mam nadzieję, że rozumiecie o co mi chodzi :D). Dodatkowo osypują się w niewielkim stopniu. Nawet czarny czy niebieski kolor lądują dokładnie tam, gdzie chcę, a nie pod okiem. Za to bardzo duży plus. Pisząc wyżej o moich obawach miałam na myśli pigmentację. Widzicie, że kolory są jasne, pastelowe. Ciekawiło mnie nasycenie bieli. I tutaj mogę podać Wam drugi powód, za który pokochałam tę paletkę: PIGMENTACJA. Jest świetna i przeszła moje oczekiwania. Na potwierdzenie moich słów - zobaczcie swatche:

Światło sztuczne
Światło dzienne
Początkowo chciałam zrobić swatche solo, na bazie i na białej kredce. Zrobiłam najpierw bez żadnego podkładu i pomyślałam: po co robić na bazie, skoro bez niej są tak mocno widoczne? Prawda, że rewelacja? Zobaczcie w szczególności te jasne cienie!

Mam wiele kolorowych palet, w zasadzie 90% ze Sleeka, więc do nich jest mi się najłatwiej odnieść. Szczególnie odniosę się do paletki V1 Brights. Owszem, kolory w niej też są dobrze napigmentowane, ale bardzo się osypują. Po drugie bledną przy blendowaniu, a takie kolory jak jasny róż czy jasny niebieski jest praktycznie niewidoczny, nawet na bazie. Poza tym zauważyłam, że matowe kolory Sleeka lubią ciemnieć i tracić swoją barwę. Naprawdę się nie spodziewałam, ale jestem przekonana, że paletka Born Pretty Store jest jakościowo lepsza. Cienie świetnie się rozcierają bez prześwitów i utraty koloru. Na bazie wytrzymują cały dzień. Czego chcieć więcej :)? Poniżej kilka makijaży zmalowanych za pomocą tej paletki. Odkąd ją dostałam maluję się tylko nią :)!






Ostatni jest z dodatkiem jeszcze innych cieni :). Paletkę tę znajdziecie pod tym linkiem. Do wyboru są trzy wersje kolorystyczne, każda za $9,99. Początkowo moją uwagę zwróciła paletka z brązami, jednak kiedy zobaczyłam ten zestaw kolorów, to wiedziałam, że to to <3. Przeglądałam dział Make Up & Beauty i prawie oczopląsu dostałam, tyle tam wspaniałości! 

Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona tą paletą, wiem, że teraz będę ją nałogowo eksploatować :). Wkrótce też pojawi się dla Was kod rabatowy do wykorzystania w sklepie Born Pretty Store, bądźcie czujne, bo naprawdę warto :)!

Jak Wam się podoba ta paletka? Czy kolory również podbiły Wasze serca tak, jak moje? Dla mnie, maniaczki kolorowych makijaży, jest idealna :). Dziś sporo zachwytów, ale zasłużonych. W następnym poście o kosmetyku BPS będzie niestety o bublu, ale żeby nie kończyć negatywnym akcentem, to powiem, że chyba zaraz idę zmalować jakiś odjechany makijaż :)

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Ziaja, Liście Manuka, pasta do głębokiego oczyszczania twarzy przeciw zaskórnikom.

Cześć! 

Ziaja wydała serię, która szturmem wdarła się w blogosferę i zyskała popularność, bo obecnie zna ją chyba każda blogerka. Sława tych kosmetyków jest zresztą zasłużona! Pojawiają się kolejne pozytywne opinie i moja również taka będzie, bo oczywiście nie mogłam się powstrzymać przed kupieniem kilku kosmetyków, które są przeznaczone dla mojego typu cery.


Dziś napiszę kilka słów o paście do głębokiego oczyszczania twarzy, która ma pomóc w usuwaniu zaskórników. Pastę kupiłam w zestawie z tonikiem za 11 zł, więc to śmieszne pieniądze jak na dwa kosmetyki.

"Głęboko oczyszczający, spłukiwany produkt w formie pasty. Skutecznie redukuje niedoskonałości skóry. Przywraca skórze naturalną równowagę i świeżość."


Jeśli coś ma oczyścić skórę i odblokować pory oczyszczając ją z zaskórników, to bankowo to biorę. Zastanawiałam się, jak będzie wyglądać ta pasta i moje wyobrażenia spełniły się w 100%. Byłoby masło maślane, gdybym napisała, że wygląda jak pasta, ale dokładnie tak jest. Jest bardzo gęsta, biała i zawiera mnóstwo drobinek zdzierających, które czynią ją bardzo mocnym peelingiem. A jak już wielokrotnie wspominałam - uwielbiam mocne zdzieracze! Z tego też powodu nie nadaje się do cer naczynkowych i wrażliwych, ale moja gruboskórna, przetłuszczająca się twarz ją kocha :). Używam jej codziennie wieczorem. Trzeba uważać, by dokładnie ją spłukać, bo jest biała i może pozostać na linii włosów. Lubię też nałożyć ją jako maseczkę i w obu zastosowaniach spisuje się bardzo dobrze. Po użyciu skóra jest miękka, oczyszczona i pozbawiona martwego naskórka. Kiedy zaczęłam ją stosować, moje czoło przeżywało najazd zaskórników, teraz przy regularnym zastosowaniu jest ich coraz mniej. Myślę, że to zasługa właśnie tej pasty i toniku, bo właśnie taka jest moja pielęgnacja, a poza tym nic się nie zmieniło. Czuję też lekkie ściągnięcie skóry, więc z ulgą nakładam krem nawilżający. 



Dodam, że pasta znajduje się w tubce z miękkiego plastiku i bez problemu się wydobywa. Problemowe jest jednak zamknięcie, które powinno być na klik, jednak u mnie się nie domyka, co uniemożliwiałoby podróżowanie. Ale że pasta nie opuszcza półki łazienkowej, to to nie stanowi dla mnie problemu :). Poza tym, jak wspominałam, jest tak gęsta, że pomimo nieszczelnego zamknięcia, produkt na pewno z niej nie wypłynie. Od października ma pojawić się w Rossmannach, więc super, bo nie każdy ma dostęp do stacjonarnych sklepów Ziai!

Miałyście już tę pastę? Jak Wasze wrażenia? Koniecznie dajcie znać :)!

czwartek, 7 sierpnia 2014

Współpraca z Born Pretty Store!

Cześć :)

O Born Pretty Store naczytałam się wiele dobrego, więc wyobraźcie sobie moją radość, kiedy Alison napisała do mnie w sprawie współpracy :). Od razu wyobraziłam sobie, jak wybieram kosmetyki pośród tylu ciekawych rzeczy! Poza tym jest to moja pierwsza współpraca z kolorówką, więc tym bardziej nie mogłam doczekać się na paczkę :). Wybrałam sobie trzy rzeczy - paletę cieni, matową, wodoodporną pomadkę i sztuczne rzęsy, bo nigdy nie miałam, zawsze podobał mi się efekt na oczach i w końcu chcę się nauczyć je kleić!


Na przesyłkę czekałam miesiąc od momentu ostatnich uzgodnień z Alison. Jak na paczkę wysłaną z Hongkongu to chyba nie jest tak źle ;). Paczka była porządnie zapakowana, nic nie zostało uszkodzone podczas podróży, tylko rzęsy trochę się poprzemieszczały, jednak nic się z nimi nie stało.


Bardzo byłam ciekawa tej palety. Po pierwsze, to zaskoczyła mnie wielkością! Jest naprawdę spora, zresztą pokażę Wam przy szczegółowej recenzji. Kolory skradły moje serce, są naprawdę śliczne i już nie mogę się doczekać aż pokażę Wam ją z bliska z przykładowymi makijażami!


Bardzo miłym dodatkiem jest klej do rzęs i zestaw pomocniczy do przyklejania rzęs. Tego nie uzgadniałam z Alison, więc jest mi tym bardziej miło, że znalazło się to w paczce. Zestaw składa się z takiej jakby podkładki z wyżłobionymi rowkami na klej i z klamerki do przytrzymania rzęs. Po nałożeniu kleju do tych rowków, stawia się na nie rzęsy i klej pokrywa pasek rzęs. Bardzo przydatna rzecz, wczoraj pierwszy raz kleiłam rzęsy i wyszło całkiem nieźle jak na pierwszy raz :).

Za jakiś czas spodziewajcie się recenzji :). Znacie sklep Born Pretty Store?  Założę się, że tak, bo przecież pełno o nim w blogosferze :). Co sądzicie o ich kosmetykach?

wtorek, 5 sierpnia 2014

Denko: czerwiec i lipiec

Cześć dziewczyny!

Jest nowy miesiąc, jest denko! Uznałam, że zużycia z dwóch miesięcy nadają się już do pokazania, bo tylko po czerwcu nie było czym się chwalić ;). Myślę, że tradycja denka wpisała się już w mojego bloga, przy tej okazji mogę Was poczęstować kilkoma minirecenzjami :)


Playboy VIP, żel pod prysznic - mam już kolejne opakowanie! Złapałam go na promocji za 5,99 zł i urzekł mnie zapachem. Na dodatek świetnie się pieni i kąpiel to prawdziwa przyjemność :).

Flos - Lek, Natural Body, Mango i Marakuja masło do ciała - uwielbiam smarowidła o gęstej konsystencji, o maśle przeczytacie tutaj. Zapach zabiera nas na tropikalne plaże :)!

Venus, żel do higieny intymnej z ekstraktem z kory dębu - robi co ma robić, nie podrażnił, nie mam większych zastrzeżeń. Mimo wszystko powróciłam do ulubionej Ziai :)

Ziaja, Kozie Mleko, krem do rąk - w ogóle się nie sprawdził, o ile faktycznie wygładza dłonie, to za to w ogóle nie nawilża, a tego właśnie oczekuję od kremu do rąk. Do poczytania tutaj.

Ziaja, De-makijaż, dwufazowy płyn do demakijażu oczu - o ile wersja, która nie jest dwufazowa jest totalną klapą, tak ten płyn radzi sobie dobrze. W tej kwestii lubię kupować ciągle nowe kosmetyki i próbować, jednak jeśli nie mam pomysłu na nowy płyn do demakijażu, to kupuję ten, który jest sprawdzony. Zmywa makijaż, nawet wodoodporny, bez problemów. Zostawia tłustą powłoczkę, ale u mnie taki płyn tylko ma zmyć makijaż oczu, potem buzię myję żelem oczyszczającym :).

Isana, żel pod prysznic - tym razem wersja z miętą i limonką, która jest rewelacyjna! Moja ulubiona ;). Isana produkuje taniutkie i dobre żele, odpowiednio oczyszczają skórę i pięknie pachną. W moim odczuciu są mniej wydajne, ale za taką cenę... :P

L'oreal, Men Expert, żel do mycia twarzy - ten żel pojawia się regularnie w denku :D. Mam jeszcze z trzy opakowania w zapasie, bo kiedy był w promocji za 5,99 zł, to mój M. nakupił chyba z 7 opakowań :P. Ma peelingujące drobinki i jest całkiem w porządku :). Jednak jestem pewna, że jak się skończy raz na zawsze, to nie kupię go ponownie. Lubię nowości, a żel przed ponad rok ten sam może się znudzić :D


Bee Yes, próbki maski, serum i kremu pod oczy - załapałam się na akcję testowania próbek :). Kosmetyki zdecydowanie nie są na moją kieszeń, ale są ciekawe. Zawierają jad pszczeli, który ma stymulować skórę do regeneracji. Najbardziej zainteresowało mnie serum z drobinkami złota. Wystarczyło mi na około 5 dni i miałam wrażenie, że moje zaskórniki ulegają spłyceniu. Gdybym miała kupić któryś kosmetyk, to byłoby to serum.

Lirene, witaminowy krem do rąk - dla odmiany ten krem polubiłam. Wchłania się dosyć szybko i odczuwalnie nawilża skórę. 

FM Group, kredka do brwi - bardzo ją polubiłam! Ma kolor średniego brązu i bardzo do mnie pasowała. Nie rozmazywała się ani nie bledła w ciągu dnia. Była miękka i łatwo się nią zaznaczało brwi.

Joanna, Argan Oil, szampon do włosów suchych i zniszczonych - recenzję możecie poczytać tutaj.

FA, antyperspirant - pięknie pachniał :). Kupiłam go w sytuacji awaryjnej :D. Jednak antyperspiranty w sprayu bardzo szybko się kończą, są mało wydaje u mnie. 

Garnier, Czysta Skóra, tonik ściągająco oczyszczający - do poczytania tutaj.

I to wszystko ;). 13 zużyć w dwa miesiące to nie jest jakoś sporo, jednak ten projekt wyrobił u mnie nawyk zużywania kosmetyków do końca. A jak tam z Waszymi zużyciami?