poniedziałek, 30 września 2013

Golden Rose Holiday nr 63

Cześć dziewczyny ;)!

Kiedy po raz pierwszy spojrzałam na ten lakier wiecie z czym mi się skojarzyło? Pomyślałam, że to jest ślubny kolor! Piękny, jaśniutki, delikatny, dziewczęcy róż. Sama nie wiem, czy na pewno chciałabym mieć taki kolor w TEN dzień, ale to było pierwsze skojarzenie :). 


To, że piaski uwielbiam, wszyscy wiedzą. Ten kolor był moim pierwszym piaskiem (razem z kobaltem i brzoskiwnką Golden Rose). Jak wspomniałam jest to jasny delikatny róż, ale na tym nie kończy się urok tego lakieru. Znajdziemy w nim również niebieski shimmer, który wcale nie znika po aplikacji, tylko cały czas możemy się go dopatrzeć.


Cóż mogę o tym lakierze powiedzieć? Trwałość taka sama, jak w kobaltowym piasku, o którym pisałam TUTAJ. Wysycha w mgnieniu oka, tworząc piaskowe wykończenie. Pędzelek jest szerszy niż standardowy, dzięki czemu bardzo wygodnie nakłada się go na paznokcie.




Uwielbiam na niego patrzeć i go dotykać :). A Wam jak się podoba?

P.S. Przepraszam za brak makijażu krok po kroku wczoraj (obiecałam przecież makijażowe niedziele krok po kroku!) Na usprawiedliwienie mam tylko tyle, że byłam ponad tydzień w moim rodzinnym domu, a tam nie mam lustrzanki, a na dodatek właśnie wczoraj wróciłam do Zabrza, także pół dnia miałam w podróży! To poniekąd tłumaczy także, dlaczego na moim fanpage'u nie dodawałam codziennie moich makijaży... Wybaczycie, prawda :)? Dzisiaj jednak wracam do fotografowania moich wypocin i jeżeli chcecie być na bieżąco, to zapraszam do polubienia mojego fp! Już dzisiaj szykuję się do zrobienia makijażu na pewien konkurs, ale o tym wkrótce, jeśli będę zadowolona z efektów :).

Przypominam także, że dziś jest ostatni dzień mojego rozdania! Możecie się jeszcze zgłaszać do godziny 23:59 :). Macie szansę wygrać marmurki LeMax. Szczegóły TUTAJ



Zachęcam do polubienia mojego fanpage'a ;)

sobota, 28 września 2013

TestMeToo - testuj za darmo!

Cześć dziewczyny!

Dzisiaj będzie kompletnie niekosmetycznie :). Jakiś czas temu odkryłam nowy portal Test Me Too. Muszę powiedzieć, że po raz pierwszy spotkałam się z tego typu portalem, chyba jednak jestem jeszcze nieco zacofana, bo podobno istnieje jeszcze kilka innych, znanych porali tego typu. O co chodzi w tym wszystkim? Informacja ze strony:



TestMeToo to portal, którego celem jest przybliżenie konsumentów do produktów i ich producentów. Uważamy, że to użytkownicy powinni sprawdzać, oceniać i polecać dobre produkty.Chcemy stworzyć obiektywny wyznacznik - kierunkowskaz, które produkty są na rynku naprawdę dobre i sprawdzone. Każdy produkt może otrzymać i testować równocześnie nawet kilkaset osób. Dzięki temu opinie o nim są opiniami prawdziwych konsumentów, a nie jury lub kilkuosobowej komisji. TestMeToo to przede wszystkim społeczność świadomych konsumentów-testerów. Dzięki przygotowanej platformie możecie polecać znajomym sprawdzone przez siebie - dobre produkty. Pozytywnie ocenione przez Was produkty otrzymują znak "Sprawdzony, Polecamy", który znajdziecie na ich opakowaniach. Dzięki temu podczas zakupów w łatwy sposób rozpoznacie to, co zostało sprawdzone i pozytywnie ocenione przez osoby takie jak Ty. Wyróżnione produkty będziemy prezentować także na stronie TestMeToo.com
Wystarczy wypełnić formularz zgłoszeniowy, co jest kompletnie DARMOWE. Następnie wypełnia się ankiety, by ewentualne testowane produkty były jak najbardziej dostosowane do naszych potrzeb. Po wypełnieniu ankiet mamy szansę na testowanie różnych produktów! I tak sobie testujemy, oceniamy, a na końcu wypełniamy ankietę dotyczącą testowanego produktu. Muszę wspomnieć też o tym, że w serwisie zbieramy punkty. Punkty są przyznawane za każdą wypełnioną ankietę, za każdego znajomego, który także zgłosi się do TestMeToo oraz za przekazywanie informacji o dobrych produktach. Im więcej punktów, tym większa szansa na testowanie!
Muszę powiedzieć, że bardzo mnie to zaintrygowało, więc postanowiłam się zarejestrować, bo przecież nic nie tracę, a mogę zyskać szansę testowania czegoś ciekawego. Czy któraś z Was miała styczność z tym portalem, albo jakimś innym tego typu? Czy to faktycznie działa? Ja, jako wieczna optymistka, wierzę, że to działa i może kiedyś będę miała szansę coś przetestować :)!
Jeśli jesteście zainteresowane, to możecie się zarejestrować tutaj!

czwartek, 26 września 2013

Uroda, Melisa: tonik bezalkoholowy

Hej dziewczyny :)!

Uwielbiam toniki i nie wyobrażam sobie poranka bez przetarcia twarzy wacikiem nasączonym w cudownie odświeżającym płynie. Dzisiaj pokażę Wam kolejnego przyjemniaczka, z którym ostatnio mam do czynienia :).


Od producenta:

Zawiera specjalnie dobrane składniki aktywne:
>> Wyciąg z melisy regeneruje, łagodzi, uspokaja i odświeża. Przynosi ulgę zmęczonej skórze. Chroni ją przed działaniem wolnych rodników i promieni słonecznych.
>> Wyciąg z zielonej herbaty spowalnia efekt starzenia się skór, pobudza jej mikrokrążenie, uelastycznia. Działa przeciwutleniająco, łagodząco, tonizująco. Chroni przed wolnymi rodnikami.
>> Sorbitol wiąże wodę w przestrzeniach międzykomórkowych, skutecznie nawilża, wygładza, poprawia elastyczność i regeneruje przesuszoną skórę.
>> Prowitamina B5 działa leczniczo i łagodząco na podrażnioną skórę, wygładza i poprawia jej koloryt.
>> Alantoina regeneruje uszkodzony naskórek. Łagodzi, nawilża, wygładza i zmiękcza skórę.

Tonik pozostawia skórę odświeżoną, zdrową i zadbaną.

Moja opinia:

Jak już wspomniałam tonik stosuję zawsze rano, po umyciu twarzy żelem. Tonik nie tylko oczyszcza pory, zbiera martwe komórki, nawilża, czy przywraca skórze naturalne pH, ale także pomaga skórze lepiej wykorzystać i wchłonąć składniki zawarte w później nałożonym kremie.

Tonik zobaczyłam na promocji w Polo Markecie. Tak naprawdę przyciągnęło mnie opakowanie - proste, funkcjonalne i w kolorze mojej ukochanej zieleni. O firmie pierwszy raz słyszałam i zabrałam go w ciemno. Bardzo przypadł mi do gustu zapach - lekko słodkawy, łagodnie ziołowy, wyczuwalna jest melisa. Zapach niechemiczny i bardzo przyjemny na nosa. Rano pobudza do życia ;). 

Cóż mogę powiedzieć - tonik spełnia swoje zadanie. Ładnie tonizuje skórę, przygotowując ją na krem. Nie wysusza, nie podrażnia. Ma lekką tendencję do pienienia się, ale jest to naprawdę delikatne i mi nie przeszkadza. Moim zdaniem świetnie oczyszcza. Buźka na pewno pozostaje świeża i promienna. Jak najbardziej polecam.

W skład serii Melisa wchodzi także płyn micelarny, krem silnie nawilżający do twarzy, krem przeciwzmarszczkowy, krem nawilżający do twarzy i ciała, pomadka ochronna, mleczko do ciała.


wtorek, 24 września 2013

Łupy prosto z czeskiego DM!

Cześć dziewczyny :)!

Piszę do Was z ogromnym uśmiechem na ustach! Dziś po raz pierwszy byłam w drogerii DM w Czechach! Wczoraj w nocy ta myśl nie pozwalała mi zasnąć, wyobrażałam sobie siebie buszującą pośród półek z kosmetykami Balea i Alverde! Dziś ta fantazja stała się rzeczywistością. Co chwilę widzę na blogach recenzje kosmetyków prosto z DM, a ja nigdy nie wiedziałam o co chodzi i wątpiłam w to, że kiedykolwiek będę miała okazję wypróbować tych kosmetyków. To teraz wyobraźcie sobie mój szok i radość, kiedy odkryłam, mój dom rodzinny dzieli od najbliższego DM... 6 minut drogi autem, niecałe 4 km ;)! Uroki mieszkania na granicy czeskiej ^^. No ale do rzeczy. Postanowiłam nie robić wielkich zapasów mając drogerię tak blisko, ale i tak nazbierało się trochę :)


Pierwszy rząd od lewej:
1. Balea, przeciwzmarszczkowy krem na dzień z koenzymem Q10 i omega dla skóry wymagającej
2. Alverde, olejek migdałowo-arganowy do włosów
3. Balea, żel pod prysznic
4. Balea, żel pod prysznic z owocem passiflory
5. Balea, mleczko bez spłukiwania z mango i aloe vera
6. Balea, plastry do depilacji

Dolny rząd od lewej:
1. Dermacol, cienie do powiek
2. Balea, maseczka odżywcza
3. Balea, maseczka nawilżająca
4. Alverde, pomadka ochronna do ust z mandarynką i kwiatem wanilii

Produkty wybierałam w zasadzie na ślepo, bo mimo, że całe życie mieszkałam na granicy, to po czesku ni w ząb :P. Prędzej wywnioskowałam coś po niemiecku. Już dziś zaczynam pierwsze testy, jestem niesamowicie ciekawa!

W ogóle jestem pod wrażeniem całej drogerii. Szafa Essence była porządnie wyposażona, widziałam parę innych firm niedostępnych w Polsce, np. S.he. Przede wszystkim kosmetyki są tańsze niż w Polsce, choć i tak droższe niż w niemieckim DM. Chciałam kupić jeszcze jajko Ebelin, ale akurat nie było. Następnym razem ;).

Miałyście któryś z kosmetyków? Co jeszcze poza tym polecacie? Czuję, że będę stałą klientką DM ^^

niedziela, 22 września 2013

Makijaż krok po kroku: dzienny szaraczek

Hej :)

Dzisiaj chcę Wam pokazać kolejny makijaż krok po kroku. Cieszę się bardzo, że poprzedni (Elegancki róż w towarzystwie brązu) przyjęłyście tak miło! Tym razem postawiłam na szarości. Kilka lat temu bardzo często malowałam się w tym kolorze, po czym przeszłam na brązy. Ostatnio kilka razy znów zmalowałam coś szarego, bo przecież to bardzo ładny kolor :). 

Moja propozycja makijażu jest na dzień. Spodoba się tym z Was, które lubią mocniej podkreślone oko na co dzień :). Zaczynajmy!


1. Na całą powiekę nakładam bazę pod cienie.
2. Na powiekę ruchomą nakładam srebrny, perłowy cień.


3. W załamaniu powieki maluję ołówkowym pędzlem linię w kolorze grafitu.
4. Za pomocą kulkowego pędzla rozcieram wcześniej namalowaną linię ciemnym szarym cieniem.


5. W celu złagodzenia koloru, szary kolor blenduję z matowym beżem. Tym samym grafitowym cieniem podkreślam dolną powiekę do połowy długości.
6. Maluję kreskę czarnym eyelinerem.


7. Tuszuję rzęsy, nakładam podkład, maskuję cienie pod oczami, zaznaczam brązowym cieniem brwi.
8. Na usta nakładam soczystą różową pomadkę. 


Użyte kosmetyki:
>> Baza pod cienie FM Group
>> Paletka Sleek, Glory (cienie: Jubilee, Northern)
>> Paletka Inglot (cień Matte 330)
>> Paletka do Smoky Eyes, Catrice
>> Eyeliner Pierre Rene
>> Podkład mineralny, Annabelle Minerals, Golden Fairest
>> Korektor Dermacol,
>> Puder Eveline
>> Tusz do rzęs Essence, I <3 Extreme
>> Pomadka Wibo, Elixir nr 04

I jak Wam się podoba? Lubicie szarości? 
Jako że poprzedni makijaż krok po kroku był opublikowany w niedzielę, dzisiaj jest też niedziela, więc może powstanie seria niedzielnych makijaży krok po kroku, co Wy na to ;)? Dajcie znać! Miłego dnia kochane :*

piątek, 20 września 2013

Matowa pomadka: Manhattan czy Essence?

 Hej dziewczyny :).

Dawno temu, bo chyba rok, firma Manhattan wprowadziła do swojej oferty matowe pomadki. Oczywiście od razu zapragnęłam wypróbować! Na allegro znalazłam je w cenie około 5 zł, co było 1/3 ceny, za jaką można było kupić je w Rossmannie.

Kilka miesięcy później matowe pomadki pojawiły się również w ofercie Essence, więc kupiłam, by je porównać. Jesteście ciekawe, która sprawdziła się lepiej?


Jeżeli chodzi o pomadkę Manhattanu, to wybrałam sobie kolor 56k. Lubię, kiedy kosmetyki mają swoje nazwy, więc szkoda, że w tym przypadku Manhattan się nie postarał. Opakowanie zawiera 6,5 ml pomadki, którą nakłada się za pomocą aplikatora zakończonego gąbeczką.

Nie radzę nakładać jej na ślepo, bo można nałożyć ją dosyć nierównomiernie, a dzięki temu, że pomadka ma naprawdę intensywny kolor, łatwo nałożyć ją nierówno z konturem ust. Pomadka ma faktycznie wykończenie matowe. Kolor wręcz przylega do ust, co czyni ją bardzo trwałą. Mi bardzo przypadł do gustu taki sposób wykończenia, nawet kupiłam inny kolor (brązowo-nude). Sam kolor jest piękny, intensywnie różowy. Pomadka odporna jest początkowo na jedzenie i picie, ale wiadomo, z czasem zacznie schodzić, a kiedy zacznie znikać robi to nierównomiernie, mogą tworzyć się grudki. Przy tej pomadce należy także pilnować dobrego nawilżenia ust, bo drastycznie podkreśla wszelkie suche skórki, po prostu uwydatnia przesuszone usta, co nie wygląda ciekawie. Pomadka ma piękny, waniliowy zapach.

Dostępność: szafy Manhattanu (Rossmann)
Cena: w Rossmannie około 17 zł, na allegro niecałe 5 zł


Przyznam, że byłam bardzo ciekawa matowej propozycji firmy Essence. Zakupiłam kolor Velvet Rose, który jest zgaszonym różem idealnym na co dzień. Pokładałam w niej wielkie nadzieje, ale niestety się zawiodłam. Używam jej bardzo rzadko. Przede wszystkim - żaden to mat. Zresztą widzicie na zdjęciach, pomadka w ogóle nie zastyga. Zniosłabym to, gdyby nie fakt, że jest bardzo ciężka na ustach. Nie wiem, jak to wytłumaczyć, ale czuć, że się ją ma, a mi to bardzo przeszkadzało. Jeszcze nie spotkałam się z taką ciężkością pomadki. Poza tym smuży przy nakładaniu. Jest bardzo dobrze napigmentowana, gęsta. Aplikuje się ją za pomocą takiego samego aplikatora z gąbeczką, jak w pomadce Manhattanu. Kiedy zaczyna się coś jeść, brudzi wszystko dookoła i czuć wyraźnie jej chemiczny posmak. Po czasie zaczyna się brzydko odznaczać od ust, tworzą się nieestetyczne skupiska pomadki. Fuj!

Dostępność: szafy Essence (Natura, Hebe, Beauty Store)
Cena: około 8 zł


Słowem podsumowania - jak lubię firmę Essence, tak bardzo zawiodłam się na tym kosmetyku. Oszukańczy mat, ciężkość na ustach? Nie dziękuję. Natomiast pomadka Manhattanu jest przyjemna, ma ładny kolor, wykończenie i jest trwała. Uważać trzeba na nawilżenie ust, by ich nie przesuszyć, bo potem pomadka okrutnie to podkreśla, dlatego polecam ją głównie do stosowania latem, kiedy usta zazwyczaj są w lepszej kondycji niż zimą. Jeśli się zastanawiacie, która lepsza, odpowiadam bez wahania: pomadka Manhattanu!

środa, 18 września 2013

Decubal: nawilżający, zmiękczający i ochronny krem do rąk.

Cześć dziewczyny!

Krem do rąk to nieodzowna część pielęgnacji każdego dnia. Moje dłonie są o tyle specyficzne, ponieważ niestety cierpię na nadpotliwość, a z drugiej strony są okresy, że dłonie są wysuszone na wiór, a całkowite otwarcie dłoni skutkuje pęknięciami skóry. Miałam możliwość przetestowania kremu do rąk Decubal.


Od producenta:

Nawilżający i zmiękczający krem do codziennej pielęgnacji suchej, szorstkiej lub popękanej skóry rąk. Łagodzi podrażnienia i zmiękcza skórę dzięki zawartości lanoliny i naturalnych olejków. Wygładza, nawilża i chroni skórę rąk dzięki zawartości gliceryny, witaminy E, kwasu hialuronowego. Zawiera także filtry UVB chroniące przed promieniowaniem słonecznym.

Skład:


Moja opinia:

Krem znajduje się w opakowaniu typowym dla kosmetyków Decubal. Jest to miękka, czerwona tubka, o pojemności 100 ml, której wygląd skłania się w kierunku minimalizmu, a to lubię. Tubka zakończona jest dziubkiem, więc bez problemu można wydobyć pożądaną ilość kremu.


 Konsystencja kremu jest gęsta, treściwa, ale bez problemu można wsmarować krem w dłonie. Uciążliwy jest natomiast zapach. Producent twierdzi, że kosmetyki Decubal są bezzapachowe, ale daleko jestem od potwierdzenia tego. Czuć taki chemiczny smrodek i ludzie, którzy są wokół mnie, kiedy smaruję ręce kremem też go czują.


Krem bardzo dobrze radzi sobie z nawilżeniem skóry rąk i naprawdę przynosi ulgę. Skóra już po paru zastosowaniach jest miękka, odżywiona i przyjemna w dotyku. Krem wchłania się dosyć szybko, jednak można wyczuć, że smarowaliśmy ręce, bo pozostawia lekki film. Dla mnie nie było to uciążliwe. Krem jest baaaardzo wydajny, co pewnie zawdzięcza treściwej konsystencji. Jest idealny na zimę, jesień, kiedy skóra potrzebuje porządnej pielęgnacji! Bardzo polecam osobom, którym nie będzie przeszkadzał sztuczny zapaszek ;).

Dostępność: apteki stacjonarne i internetowe
Cena: około 16 zł

wtorek, 17 września 2013

Marmurek LeMax - lody straciatella!

Hej!

Na początku chciałam Wam powiedzieć, że jest mi strasznie miło, że spodobał się Wam mój makijaż krok po kroku :). Wyczekujcie kolejnych!

Pokażę Wam kolejny z moich marmurkowych LeMaxów. W roli głównej kolor biały z naleciałościami szarości, a w nim mnóstwo czarnych, matowych drobinek!


Lakiery te nie mają żadnych oznaczeń, a szkoda. Dlatego musiałam im nadać swoje nazwy. Ten kolo zdecydowanie kojarzy mi się z lodami straciatella :). Brzmi pysznie, prawda? Moim zdaniem najbardziej udany kolor z całej piątki, najlepiej się w nim czułam.


Lakier podobny jest do swoich kolegów - szybko wysycha, dobrze się nakłada, ale trzeba uważać na lejącą konsystencję.

 światło sztuczne



Jak Wam się podoba ten kolor? Może wolicie inne z tej piątki :)? Dajcie znać koniecznie!


Pamiętajcie, że możecie u mnie wygrać zestaw marmurków! Więcej informacji po kliknięciu w banerek :)


niedziela, 15 września 2013

Makijaż krok po kroku: elegancki róż w towarzystwie brązu.

Hej!

To wcale nie miało nastąpić dzisiaj, ale jestem tak podekscytowana nowością na blogu, że nie mogłam się powstrzymać :)! Wprowadzam nową serię makijaży prezentowanych krok po kroku... Mam nadzieję, że Wam się spodoba ;). A na pierwszy ogień idzie...


Moim zdaniem makijaż elegancki, w sam raz na niedzielę. Oczywiście poza niedzielą noszę go także na co dzień. Makijaż w sam raz dla niebieskookich :). Główny punkt programu to jeden z najbardziej popularnych cieni Kobo - Golden Rose. Jest piękny różowy i opalizuje na złoto. Niestety się dosyć mocno osypuje, dlatego też najpierw wykonałam makijaż oczu, a dopiero potem całej twarzy. No to zaczynamy!


1. Na całą powiekę nałożyłam bazę pod cienie w celu ich utrwalenia oraz uwydatnienia koloru.
2. Na ruchomą część powieki nałożyłam różowy cień opalizujący na złoto.


3. Zaznaczyłam tzw. zewnętrzne V ciemnym, brązowym i matowym cieniem.
4. Brązowy cień roztarłam ku górze za pomocą matowego szarego cienia.


5. Dolną powiekę do 2/3 długości zaznaczyłam tym samym, ciemnym brązowym cieniem, całość delikatnie roztarłam za pomocą różowego cienia, który nakładałam na powiekę.
6. Czarnym eyelinerem namalowałam kreskę zakończoną delikatną jaskółką.


7. Linię wodną zaznaczyłam czarną kredką. Moim zdaniem podbija to białkówkę oka.
8. Wewnętrzny kącik rozświetliłam za pomocą perłowego cienia w kolorze szampana. Usunęłam osypane cienie spod oka, nałożyłam podkład, zakryłam cienie pod oczami, podkreśliłam brwi oraz wytuszowałam rzęsy.


Twarz wykonturowałam bronzerem, a na usta nałożyłam pomadkę w kolorze nude. I gotowe :).


Użyte kosmetyki:
>> Baza pod cienie FM Group
>> Cień Kobo, Golden Rose
>> Paletka Sleek, Glory (cienie: Tube, Platform)
>> Paletka Inglot (cień Matte 326)
>> Eyeliner Pierre Rene
>> Czarna kredka Golden Rose
>> Podkład mineralny, Annabelle Minerals, Golden Fairest
>> Korektor Dermacol,
>> Puder Eveline
>> Brozner FM Group
>> Tusz do rzęs Essence, I <3 Extreme
>> Pomadka Lovely nr 05

Jak Wam się podoba wykonany makijaż? Mam nadzieję, że wszystko jest zrozumiałe :). Dajcie znać, czy chcecie więcej makijaży krok po kroku :)!

sobota, 14 września 2013

Testuję z Maliną: Pharmaceris S 30 SPF nawilżający krem ochronny do twarzy.

Hej!

Parę dni temu pokazywałam Wam pierwszy z kosmetyków, które dostałam do testowania od Maliny. Dzisiaj chcę pokazać Wam drugi. Mowa o kremie nawilżającym i ochronnym do twarzy marki Pharmaceris.

Od producenta:

Wskazania:
Polecany do twarzy dla skóry delikatnej, wrażliwej i problemowej - wymagającej wysokiej ochrony przed intensywnym nasłonecznieniem, oparzeniami słonecznymi i szkodliwym promieniowaniem UVA/UVB. Stosowanie preparatów ochronnych jest również zalecane przez specjalistów przy leczeniu dermatologicznym oraz po zabiegach medycyny estetycznej w celu ochrony skóry przed przebarwieniami.

Działanie:
W preparacie zastosowano specjalny system fotostabilnych filtrów UVA i UVB, o podwójnym mechanizmie działania antyUV (odbijania i pochłaniania promieni słonecznych) dla zapewnienia skutecznej i wysokiej ochrony przed intensywnym nasłonecznieniem i jego niekorzystnymi skutkami. Krem zapewnia pomad 96% ochronę antyUV. Pielęgnujące właściwości masła Shea zapewnia nawilżenie i odżywienie skóry. Alantoina koi i łagodzi podrażnienia powstałe w wyniku ekspozycji skóry na słońce. Krem przywraca skórze elastyczność, gładkość i aksamitną miękkość. Wodoodporny, szybko się wchłania, nie pozostawia na skórze lepkiej warstwy.

Sposób użycia:
Nanieść odpowiednią warstwę kremu na twarz 20-30 minut przed ekspozycją na słońce. Ponawiać aplikację co 2 godziny oraz każdorazowo po kąpieli lub pływaniu.

Hipoalergiczny. Bez alergenów, barwników, kompozycji zapachowych.

Skuteczność potwierdzona w badaniach na skórze delikatnej i wrażliwej:
>> 81% wygładza;
>> 63% nawilża;
>> 74% szybko się wchłania.

Skład:

Aqua, Ethylhexyl Methoxycinnamate, Propylene Glycol, Octocrylene, C12-15 Alkyl Benzoate, Titanium Dioxide, Butyl Methoxydibenzoylmethane, Caprylic/Capric Triglyceride, Dimethicone, Potassium Cetyl Phosphate, Cetyl Alcohol, Hydrogenated Dimer Dilinoleyl / Dimethylcarbonate Copolymer, Paraffinum Liquidum, Triethanolamine, Carbomer, Alumina, Xanthan Gum, Butyrospermum Parkii (Shea Butter), Stearic Acid, Allantoin, Simethicone, BHA, Phenoxyethanol, Methylparaben, Diazolidinyl Urea, Ethylparaben, Butylparaben, Propylparaben


Moja opinia:

Krem dostałam zapakowany w kartonik, w którym znajdowała się dodatkowo ulotka na temat innych kosmetyków linii Pharmaceris S. S w nazwie oznacza, że kosmetyki te są przeznaczone do ochrony przed szkodliwym promieniowaniem słonecznym. Sama tubka jest miękka i mieści w sobie 50 ml kremu. Wydaje się być malutka i poręczna, w sam raz do wakacyjnej kosmetyczki. Powiedziałabym, że kosmetyk ma niezbyt gęstą konsystencję, która bliższa jest konsystencji emulsji niż kremu. Jestem pod ogromnym wrażeniem wydajności! Już niewielka kropelka (nawet mniejsza niż ziarenko grochu!) jest aż nadto wystarczająca do wysmarowania całej twarzy i szyi. Używam tego kremu bardzo regularnie i mam wrażenie, że ubyło bardzo niewiele. Na początku stosowania zawsze wyciskałam zbyt dużą ilość kremu, aż w końcu przywykłam, że niewielka ilość wystarczy. Często jest tak, że kremy z filtrami podczas rozsmarowywania bielą twarz. Tutaj nie ma to miejsca - krem bardzo dobrze się rozprowadza, nie bieląc twarzy.


Muszę przyznać, że jeśli chodzi o składy kosmetyków, to ekspertem nie jestem, aczkolwiek zaczynam coraz więcej kumać ;). I tak - filtr w składzie znajduje się dosyć wysoko. Jest oznaczony jako Titanium Dioxide, który jest filtrem mineralnym (rozróżniamy filtry mineralne i chemiczne). Filtr ten odbija i rozprasza promienie UVA i UVA, czyli robi dokładnie to, o czym pisze producent. W kremie znajduje się także cała gama parabenów.

Kiedy testowałam krem niestety była końcówka pięknej pogody, a w tym roku nie pojechałam w ciepłe kraje. Moja skóra nie reaguje na słońce jakimś bardzo mocnym zaczerwienieniem, czy wysuszeniem, dlatego uważam, że ten krem nawilżający z filtrem SPF 30 jest akurat w sam raz dla mnie. Zauważyłam, że krem bardzo dobrze nawilża skórę. Używam go zawsze rano i mimo, że moja cera jest mieszana, krem idealnie sprawdza się pod podkład. Zanim stosowałam krem miałam lekkie przeboje z zaskórnikami, potem zrobiłam sobie kurację Effeclarem Duo, która mnie podleczyła. Zaraz po tej kuracji zaczęłam testowanie tego kremu. I tutaj należy powiedzieć, że krem absolutnie mnie nie zapchał ponownie, a wręcz uważam, że wyciszył i ukoił moją skórę. Nie wchłania się od razu, ale tak po około 5-10 minutach. Skóra pozostaje po nim przyjemnie miękka. Polubiłam się z nim na tyle, że jeśli w przyszłym roku pojadę do tropików, to ten krem będzie mi towarzyszył na pewno :).

Dostępność: apteki, Super-pharm
Cena: około 35 zł / 50 ml

Malinko, bardzo Ci dziękuję za możliwość przetestowania kosmetyków! Fakt ten oczywiście nie wpłynął na opinię o nich.

Szykuję dla Was nową serię postów, mam nadzieję, że Wam się spodoba ;). Kto widział mój fanpage, wie o czym mowa ;D. 

piątek, 13 września 2013

Biżuteryjny haul!

Hej ;)!

Wczoraj miałam naprawdę paskudny dzień. Byłam rozdrażniona (by nie użyć gorszego słowa) zupełnie bez powodu. Znacie to? Pewnie tak. Pocieszała mnie myśl, że mam pojechać do sklepu Centro, gdzie była promocja na biżuterię. Dowiedziałam się o tym na blogu Sandy i już myślałam, że jak zwykle przegapiłam promocję. Ze strony Centro wywnioskowałam, że promocja trwa i musiałam tam pojechać teraz, zaraz, już ;). W zasadzie jadąc tam nie byłam pewna, czy kupię coś po promocyjnej cenie.

No ale... znalazłam cały stojak z biżuterią po 3 zł!!! Ładowałam po kolei co mi wpadło w oko w ręce mojego M. :D. Uznałam, że za taką cenę nie ma co się zastanawiać. Promocja ta podobno trwa już bardzo długo i to, co ja zastałam, to już resztki. Najwięcej w kolorze różowym, bo tego koloru zostało najwięcej, ale co tam :D.





Wyszło 14 par kolczyków, licząc każde z osobna z drugiego zdjęcia. Właśnie zauważyłam, że zdjęcie jest trochę urwane, bo nie widać po jednym kolczyku z każdego rzędu na zdjęciach. Ale widać drugi kolczyk, więc wiecie, jak wyglądają :).



Szkoda, że tylko dwie bransoletki. Tą pierwszą kupiłam w komplecie do kolczyków z szóstego zdjęcia.




No i wisiory! Zawsze chciałam mieć wisior z wieżą Eiffle'a, więc zgadnijcie, jaka była moja radość widząc moje cudo po 3 zł :D.

Jestem niesamowicie zadowolona i humor od razu został poprawiony ;). Za tyle rzeczy zapłaciłam tylko 39 zł :).  Wiecie, co jeszcze kupiłam? Młot pneumatyczny :P. Potrzebujemy do remontu, ale radość większą z tego ma chyba M. :).