wtorek, 29 kwietnia 2014

Garnier Czysta Skóra, tonik ściągająco - oczyszczający

 Cześć!

Jako trzynastoletnia dziewczyna byłam pierwszy raz u kosmetyczki na oczyszczaniu twarzy. Być może wyda się to dosyć wcześnie, jednak od zawsze ciągnęło mnie w tematykę urodową i choć nie miałam nigdy szczególnych problemów ze skórą twarzy, to właśnie ta wizyta sprawiła, że sięgnęłam po pierwsze kosmetyki pielęgnacyjne. Wtedy była to Ziaja, bo tak poleciła mi kosmetyczka i zaraz po wyjściu z gabinetu kupiłam żel do mycia twarzy, tonik i krem. Od tego czasu wypróbowałam całe mnóstwo różnych kosmetyków, jednak podstawy pielęgnacji pozostały mi od najmłodszych lat i nie wyobrażam sobie dnia bez przetarcia twarzy tonikiem.

Pamiętam, że po Ziai sięgnęłam po tonik ściągająco oczyszczający Garnier Czyta Skóra i stosowałam go dłuższy czas. Podczas ostatnich zakupów zobaczyłam na półce w Rossmannie właśnie ten tonik i kupiłam go z ciekawości, czy nadal będę z niego tak zadowolona. Jesteście ciekawe, czy coś się zmieniło?


Od producenta:

Gama Garnier Czyta Skóra została stworzona, aby pomagać zwalczać niedoskonałości oraz redukować nadmiar sebum.

Czy tonik ściągająco oczyszczający Garnier Czysta Skóra jest stworzony dla mnie?
Tak, jeśli Twoja skóra jest podatna na powstawanie niedoskonałości, nadmiar sebum, ma rozszerzone pory oraz jest mieszana lub tłusta.

Czym się wyróżnia?
Dzięki połączeniu kwasu salicylowego i pochodnej oczyszczającego cynku, znanego ze swoich właściwości regulujących produkcję sebum, jego formuła zwęża pory, matuje skórę dla efektu oczyszczonej skóry.

Moja opinia:

Wtedy, czyli około 10 lat temu, już miałam problemy z nadmiernym świeceniem się skóry. I choć powiedziałam, że moja twarz nigdy nie przysparzała mi większych problemów, to ma tendencję do tworzenia zaskórników. 


Zdecydowanie mogę powiedzieć, że tonik nie jest dla każdego. Na pierwszy plan wyskakuje mocny, alkoholowy zapach i nie ma się co dziwić, ponieważ alkohol znajduje się już na drugim miejscu w składzie. Jak wiadomo, składnik ten ma właściwości wysuszające, jednak mi nigdy nie było to straszne. Tonik jest mocny w swym działaniu, jeśli tylko na twarzy znajdują się drobne ranki, to wtedy szczypie i pojawia się chwilowe zaczerwienienie skóry. Ale wiecie co? Mi to kompletnie nie przeszkadza. Może jestem jakaś dziwna, ale lubię czuć, że moja twarz jest porządnie doczyszczona. Jako posiadaczka kompletnie niewrażliwej skóry twarzy lubię bardzo mocne peelingi, mocne kosmetyki i absolutnie nigdy mojej twarzy nie stała się krzywda. Ten tonik w zupełności zaspokaja moją chęć posiadania czystej twarzy. Niejednokrotnie po przetarciu twarzy tonikiem, na waciku widoczne były zanieczyszczenia mimo, że wcześniej myłam twarz żelem. To dowodzi, że kosmetyk naprawdę doczyszcza twarz, bo przy innych tonikach nie miałam tak zanieczyszczonego wacika ;). 

Zgadzam się z zapewnieniami producenta o tym, że tonik zapobiega powstawaniom niedoskonałości. Skóra po przetarciu nim jest naprawdę czysta i matowa. Bardzo polubiłam ten efekt. Czuję, że twarz jest idealnie przygotowana na przyjęcie kremu! Producent chwali się, że tonik zawiera kwas salicylowy i pochodne cynku i faktycznie - składniki te są wysoko w składzie - na piątym i szóstym miejscu tuż po glicerynie. 


Samo opakowanie jest bardzo poręczne i ładne. Podoba mi się ten niebieski kolor. Butelka jest półprzezroczysta i widać ile toniku pozostało. Kosmetyk wylewa się przez niewielki otwór, butelka zamykana jest na zatrzask. Z tego co zauważyłam, to w ciągu tych 10 lat odkąd go pierwszy raz stosowałam butelka nabrała bardziej opływowego kształtu, ale działanie kosmetyku nie uległo zmianie. 

Świetnie doczyszcza skórę, reguluje wydzielanie sebum, a zaskórniki nie pojawiają się w nadmiarze. Poprzez mocno alkoholowy zapach mam wrażenie, że moja skóra jest wręcz zdezynfekowana ;). Ostatnio codziennie rano na wacik z tonikiem wylewam kilka kropel olejku z drzewa herbacianego, bo naczytałam się o dobrych właściwościach tego olejku, szczególnie dla posiadaczek tłustych i mieszanych cer (swoją drogą wczoraj wieczorem przetarłam twarz samym olejkiem i przegięłam, bo myślałam, że wypali mi twarz, zostanę przy połączeniu toniku z kroplą olejku :P).

Podsumowując posiadaczki wrażliwych i suchych cer na pewno nie będą zadowolone, ale też tonik nie jest skierowany dla tych osób. Ja bardzo go lubię i podoba mi się to, że wcale taki łagodny nie jest. Na pewno nie raz jeszcze do niego wrócę :).

A Wy znacie ten tonik? Lubicie, czy może nie odpowiada Wam uczucie po jego zastosowaniu?


niedziela, 27 kwietnia 2014

Błyskotka o różnym zastosowaniu, czyli 3D Glitter Nails od My Secret

 Cześć dziewczyny :)

Co prawda karnawał jest już tylko wspomnieniem, jednak która z nas nie lubi błyskotek? Oczywiście bez przesady, ja sama zwolenniczką tandetnego błysku nie jestem. Ale dobrze wiecie, że są okazje, albo po prostu mamy nastrój, by czymś urozmaicić nasz look ;). Podczas ostatniej wizyty w Naturze zauważyłam chyba nowość My Secret - brokat w słoiczku do paznokci. Od razu pomyślałam o manicure hybrydowym, który chciałam zrobić na święta Wielkanocne i brokat idealnie by się wkomponował.


Do wyboru są trzy wersje kolorowe, a ja wybrałam wersję oznaczoną numerem 1. Jest to biały brokat, który mieni się na wiele, wiele kolorów! W zależności od kąta padania światła można w nim dostrzec fioletowy, zielony, niebieski, pomarańczowy i żółty błysk! Moim zdaniem bardzo uniwersalny i właśnie dlatego wybór padł na ten brokat.


Błyskotka znajduje się w słoiczku o pojemności 3 g. Słoiczek jest typowy chyba dla firmy My Secret, bo dokładnie w takim znajduje się cień sypki tej firmy. Zobaczcie, jak pięknie się mieni. Pierwsze zdjęcie jest zrobione z fleszem, a drugie w świetle dziennym.



Drugie zdjęcie piękniej oddaje urok brokatu. Do zdjęć nałożyłam go na cielistą kredkę jumbo Essence i muszę przyznać, że dobrze poradziła sobie z utrzymaniem brokatu.
Jak już wspomniałam kupiłam go z myślą o nakładaniu na paznokcie, bo w końcu to Glitter NAILS, ale dlaczego by nie spróbować inaczej? Dlatego też pokusiłam się o użycie go w makijażu oka. Miałam pewne obawy co do tego, że może się osypywać, albo że kawałki wpadną do oka i będzie bolało, ale na szczęście nic takiego się nie stało ;). Pod koniec dnia co prawda kilka drobinek znalazłam na policzkach, ale nie była to bombka choinkowa. Zastanawiałam się jak umocować brokat na oku. Nie mam specjalnego kleju do brokatu, więc postanowiłam po prostu nałożyć go na metaliczny cień do powiek w kolorze szampana. Muszę wypróbować wspomnianą kredkę jumbo, myślę, że efekt jaki uzyskam będzie jeszcze ładniejszy :). Efekt na oku:


Prawda, że na imprezę super ;)? Mi bardzo się spodobało i chcę wypróbować nałożenie go na dolną powiekę :).


No i docelowo - paznokcie. Na moich hybrydach paznokcie z brokatem mają piaskową fakturę. Z racji tego, że jest biały, wygląda bardzo subtelnie z cielistym lakierem i właśnie o taki efekt mi chodziło. Oczywiście brokat można użyć do każdego koloru, jaki tylko wpadnie do głowy w ramach urozmaicenia :). 

A czy Wy lubicie takie urozmaicenia :)? Znacie ten brokat?

czwartek, 24 kwietnia 2014

L'oreal - odżywcze serum do paznokci 7 w 1

Hej :)

W kosmetycznych nowościach marca  pisałam Wam, że jako gratis do zakupów dostałam odżywcze serum do paznokci marki L'oreal. Serum miało być niczym siódmy cud świata, bo miało zapobiegać siedem oznak łamliwych paznokci. Super sprawa, zwłaszcza, że moje paznokcie pozostawiają wiele do życzenia, a serum, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, miało sprawić, że paznokcie będą chronione, mocniejsze, gładsze, błyszczące, miej łamliwe, odżywione i mniej rozdwojone. Czy faktycznie?


Stosowałam to serum tak, jak stosuje się odżywkę Eveline, czyli codziennie przez 4 dni nakładałam jedną warstwę, po tym czasie zmywałam wszystko i zaczynałam zabawę od nowa. Producent zaleca używać go jako bazę pod lakier lub samodzielnie. Paznokcie po nim są mlecznobiałe i bardzo spodobał mi się ten efekt.


Dzięki szerokiemu pędzelkowi aplikacja była łatwością. Jakie są moje odczucia co do działania? Zacznę od tego, że pojemność tego serum to... 5 ml. Wiecie na ile aplikacji wystarczyło? W zasadzie na cztery - pięć cyklów. Teraz, po miesiącu i kilku dniach od początku testowania po serum zostało tylko wspomnienie i miejsce w pojemniku z kwietniowym denkiem. Niestety preparat bardzo szybko zgęstniał, została mi aż 1/3 buteleczki nie nadająca się do użytku. 5 ml i jedna trzecia poszła do kosza, szkoda. Podczas używania go moje paznokcie się nie rozdwoiły, co już samo w sobie jest sukcesem. Serum też bez problemów trzymało się paznokci i nie odpryskiwało. Niestety paznokcie rozdwoiły się od razu, gdy były "gołe". Czy zgodzę się, że działa w tak wielokierunkowy sposób? Po części tak, najuczciwiej będzie, jeśli powiem, że serum ma potencjał, bo byłam zadowolona podczas używania. Szkoda, że nie mogę się przekonać długofalowych efektach stosowania. Cieszę się, że dostałam go jako gratis do zakupów, bo gdybym kupiła 5 ml za około 25 zł i zmarnowała tyle produktu, który też znikał w zastraszającym tempie, to byłabym zła. 

Teraz przerzuciłam się na manicure hybrydowy, a po każdym zdjęciu hybryd robię moim paznokciom tygodniową lub nawet dłuższą kurację preparatem do paznokci Agda. Ciekawa jestem, jak się spisze ;).

czwartek, 17 kwietnia 2014

Kto uwielbia rabaty?

Uwielbiam zakupy - to chyba takie typowo kobiece. Muszę przyznać, że największą radość sprawia mi kupno nowych kosmetyków (dziwne, prawda? ;)). A najbardziej podoba mi się, kiedy mogę kupić produkty i zapłacić za nie mniej. Tak, tak... która z nas nie lubi kuszących rabatów :)? Tutaj na przeciw moim zachciankom wyszła strona promoszop.pl.
Ta strona to tak jakby baza, która zawiera informacje o promocjach, rabatach, gratisach, a także darmowej dostawie. Ciekawa sprawa, prawda? Wszystko w jednym miejscu! Ja na przykład nie mam czasu na odwiedzanie stron i szukaniu rabatów, dlatego promoszop.pl jest dla mnie idealne - wchodzę i widzę, gdzie aktualnie są korzystne rabaty. Strona jest podzielona na działy, w których znajdziemy spis sklepów od A do Z, top 20 kuponów, nowe kupony oraz spis wszystkich kategorii. Ja najczęściej korzystam ze spisu sklepów:


... i tak aż do ostatniej literki alfabetu! Jest ich naprawdę sporo. Moje pierwsze kroki na stronce postawiłam na promocjach Yves Rocher, ponieważ ta marka zawsze mnie ciekawiła, słyszałam o kilku świetnych kosmetykach, więc czemu by nie kupić taniej? I tak oto dowiedziałam się, że jest promocja 50% taniej na kosmetyki pielęgnacyjne. To mój przykład, oprócz tej promocji na stronie znajduje się także informacja o 34%  zniżki na damskie zapachy, czy 35% rabatu na nowości marki.

Wszystko, co należy zrobić, to sprawdzić promocję i wtedy zostajemy przeniesieni na stronę Yves Rocher z aktualnymi promocjami. Ja poczułam się skuszona przez, chyba już kultową, płukankę octową z malin do włosów za 12,50 zł :).

Jako, że obecnie remontuję i urządzam mieszkanie, przydatne są dla mnie wszystkie informacje o promocjach ze sklepów takich jak Media Expert, RTV Euro AGD, Saturn i dowiedziałam się, że mogę kupić pralkę Indesit o 100 zł taniej :). 

A że nie samymi kosmetykami, czy remontami człowiek żyje, to przejrzałam wszystkie interesujące promocje ubraniowe :). Potrzebujesz butów na wiosnę? Proszę bardzo, w Deichamnnie  jest aż 60% przecena, a w DeeZee 50 % :). Bardzo mi się spodobały proste, ale wygodne kolorowe trampki, w końcu nie tylko w szpilkach się chodzi, a 12,50 zł to jak za darmo :).

Prawda, że strona jest bardzo dobrym pomysłem :)? Już nigdy więcej szukania po całym internecie jakichś promocji, albo wielogodzinnych wędrówek po sklepach w pogodni za przecenami. Teraz możemy się dowiedzieć o tym w jednym miejscu, za pomocą jednego (albo więcej, jak już wpadniemy w wir zakupów ^^) kliknięcia myszki!

sobota, 12 kwietnia 2014

9 makijaży, których nie widzieliście...

... albo może i tak :). Praktycznie każdy z nich był publikowany na moim fanpage'u! Jeśli chcecie być na bieżąco, to zachęcam do polubienia mojego profilu :)!




Dzisiaj taki post na szybko. Ostatnio jestem bardzo zmęczona, bo życie mija mi dosyć intensywnie! Remontuję z moim M. mieszkanko i roboty jest naprawdę od groma! Pochwalę się, że sama położyłam panele na podłodze i wymalowałam ściany ;). I masę innych rzeczy :P. 

Koniecznie dajcie znać, co sądzicie o makijażach :). Może chciałybyście któryś krok po kroku? 

wtorek, 8 kwietnia 2014

Kredka do oczu prosto z Włoch!

Cześć!

Kredka do oczu to chyba jeden z ważniejszych kosmetyków pojawiających się w naszych kosmetyczkach. Niejedna z nas lubi podkreślić oko czy to eyelinerem, czy właśnie kredką. I to nie jedyne jej zastosowanie! Ja dziś chcę Wam pokazać kredkę do oczu włoskiej firmy Bottega Verde.


Kredka do oczu o intensywnym kolorze.
z woskiem pszczelim i witaminą E

Łatwo się nakłada, zapewnia intensywny kolor, oraz nienaganny, precyzyjny i trwały makijaż.


Ja co prawda nie używam tej kredki stricte jako eyelinera z prostego powodu - trudno mi nią zrobić ostro zakończoną jaskółkę, a takie lubię najbardziej :). Do czego więc sprawdza się ta kredka?

>> Baza pod cienie. Kiedy nakładam ją pod ciemniejsze kolory, stają się one jeszcze bardziej nasycone i utrzymują się dobrze na oku.

>> Smokey eye. Mój sposób na smokey eye to nałożenie kredki na powiekę ruchomą oka i roztarcie jej pędzelkiem. Potem nakładam czarny cień, a granice nadal blenduję. Ta kredka jest bardzo miękka i sunie po powiece jak masełko, dlatego też bez problemu się ją rozciera! TUTAJ możecie zobaczyć, jak użyłam tej kredki do tworzenia smokey :)

>> Zagęszczenie linii rzęs. Kiedy nie mam czasu na makijaż (tak, czasem się tak zdarza, ale tylko jeśli nie muszę pokazywać się ludziom ;)) nakładam ją przy linii rzęs i rozcieram. A jak wspomniałam - rozciera się bardzo dobrze :). Czasami nakładam na roztarcie jakiś cień, ale sama linia rzęs pozostaje zagęszczona, a spojrzenie jest bardziej głębokie.

>> Na linię wodną. Czarnej kredki w tym celu używam rzadko, bo taki zabieg pomniejsza mi oczy. Zresztą nie jest to kredka wodoodporna i wyraźnie czarna linia wodna utrzymuje się tylko przez około godzinę. Potem pozostaje jakiś ślad, jednak jest bardzo niewyraźny.


Jak zapewnia producent, kredka ma intensywny kolor. Lubię w niej to, że jest miękka i nie sprawia problemów z nakładaniem. Wiecie pewnie, jak to jest, kiedy kredka jest tępa, twarda i prędzej oko Wam wypadnie, niż zrobicie sobie czarną kreskę. Szczerze nie cierpię tego i cieszę się bardzo, że kredka Bottega Verde jest taka mięciutka :). I o ile zgadzam się z tym, co mówi o niej producent, to jednak powiem, że nie do końca jest trwała. Jak wspomniałam, nie trzyma się za dobrze na linii wodnej. Bardzo łatwo się ją zmywa i moje łzawiące oko też z nią wygrywa. Szkoda, bo trwałość to najważniejsza cecha, jaką powinna posiadać kredka do oczu według mnie! Dlatego też znalazłam dla niej inne zastosowania. Oczywiście jeśli którejś z Was nie łzawią oczy, to będziecie zadowolone z tej kredki, ponieważ na powiece utrzymuje się bez zarzutu i nie blednie w ciągu dnia.

Kredkę oraz inne kosmetyki Bottega Verde można zobaczyć i zamówić na stronie poniżej.

www.pieknonatury.com.pl

piątek, 4 kwietnia 2014

Max Factor, Face Finity. Czy jeśli coś jest do wszystkiego, to jest tak naprawdę do niczego?

Cześć dziewczyny ;)!

Obecne, szybkie tempo życia zmusza producentów do tworzenia towarów, które w jednym produkcie spełnią kilka naszych potrzeb. W ten sposób powstają kosmetyki (ale i nie tylko) 2 w 1, 3 w 1, a nawet 9 w 1! Należy się zastanowić, czy taki multifunkcyjny kosmetyk naprawdę będzie tak rewelacyjny w każdym swoim aspekcie? Dzisiaj pokażę Wam jeden taki kosmetyk - podkład Max Factor Face Finity All Day Flawless. Jest to produkt, który zawiera w sobie bazę, podkład i korektor. I to wszystko w jednej, 30 ml buteleczce! Czy ta mieszanka się sprawdza?


Od producenta:

Podkład Face Finity All Day Flawless 3 w 1 trzyma się tak długo, jak baza pod makijaż, ukrywa niedoskonałości, jak korektor, a podkład w płynie z filtrem SPF 20 nadaje perfekcyjny efekt wykończenia.

>> Nieskazitelne wykończenie makijażu, które trwa przez cały dzień
>> Baza pod makijaż ułatwia przyczepność

>> Korektor ukryje niedoskonałości i zapewni nieskazitelny wygląd Twojej skórze

Rozprawię się z tym podkładem na zasadzie opinii, co do poszczególnych funkcji kosmetyku.

Max Factor Face Finity jako BAZA:

Muszę przyznać, że jest to podkład, który utrzymuje się na mojej twarzy aż do wieczora. Nie spływa i nie znika w niewyjaśnionych okolicznościach. Dodam, że na mojej mieszanej cerze to ogromna zaleta. Często nie mam czasu na poprawki w ciągu dnia i też nie chodzę z kosmetyczką wypełnioną podkładem, pudrem, czy korektorem w torebce. Moja cera jest matowa przez około 6-7 godzin. Nachalne błyszczenie nie pojawia się wcale. Pod względem trwałości jestem jak najbardziej na tak.

Max Factor Face Finity jako PODKŁAD:

Trwałość jest nieodłączną częścią podkładu. Jednak nie tylko trwałość decyduje o tym, czy podkład jest dobry, czy też nie. Jak napisałam wyżej - jest to najtrwalszy kosmetyk tego typu, ale jednocześnie jest najtrudniejszym podkładem, jaki kiedykolwiek miałam. Nakłada mi się go fatalnie zarówno palcami, jak i pędzlem. Po prostu zostawia niemiłosierne smugi! Nigdy, przenigdy nie miałam tego problemu z innymi podkładami i dopiero w tym przypadku zobaczyłam jak to jest. Nie jest to kosmetyk dla osób, które wykonują makijaż w pośpiechu. Należy poświęcić chwilę na dobre rozsmarowanie na twarzy, bo chwila nieuwagi może kosztować wcale nas nie zdobiącymi smugami. Po części jest to wina tego, że kosmetyk szybko zastyga na twarzy. 
W tym punkcie warto wspomnieć o jego kolorze. Wybrałam dla siebie najjaśniejszy kolor 47 Nude. Początkowo obawiałam się, czy nie będzie dla mnie za jasny, bo ten kolor jest najjaśniejszym z całej gamy kolorystycznej. A ja nigdy nie wybierałam dla siebie najjaśniejszych odcieni. Moje wątpliwości zostały rozwiane w momencie, kiedy dokładniej go obmacałam i okazało się, że jest wręcz ciut za ciemny. Max Factor nie popisało się z gamą kolorystyczną, która jest uboga - w skład wchodzi pięć stosunkowo ciemnych odcieni. W Polsce raczej przeważają kobiety z jasną i bardzo jasną karnacją i tutaj firma nie wyszła na wprost oczekiwaniom większości polskich kobiet. Plus jest taki, że podkład wtapia się w skórę i kiedy utrwalam go pudrem, to  efekt mnie satysfakcjonuje, choć uważam, że jeszcze lepszy będzie na lato.
Wykończenie podkładu jest matowe.

Max Factor Face Finity jako KOREKTOR:

W tej funkcji sprawdza się najmniej. Nie powiedziałabym, że pokrywa niedoskonałości czyniąc twarz nieskazitelną. Na pewno nie radzi sobie z cieniami pod oczami, choć tego od niego nie oczekuję. Jego krycie jest średnie w kierunku lekkiego. Co prawda nie mam problemów z niedoskonałościami, ale moja cera ma tendencję do zaczerwienień, a podkład nie radzi sobie z tym, niestety. Dlatego też jestem przekonana, że sam nie da rady pokryć wszelkich wyprysków.


Podsumowując uważam, że jest to dobry podkład pod względem trwałości. Niestety złapałam się na tym, że unikam go przy ważnych dla mnie wyjściach. Wiąże się to z tym, że źle mi się go aplikuje i po prostu boję się, że nie zauważę jakiejś nierozsmarowanej smugi na twarzy i będę wyglądać idiotycznie. Zresztą, jak wspomniałam, podkład szybko zastyga na twarzy i nawet kiedy widzę jakąś smugę, to ciężko jest z nią cokolwiek zrobić. Poza tym kolor jest ciut za ciemny dla mnie i również martwi mnie to, że w świetle dziennym moja szyja może wydawać się nienaturalnie blada w stosunku do twarzy. Tym samym mam do niego mieszane uczucia. Byłby idealny, gdyby dobrze się rozprowadzał i gama kolorystyczna byłaby lepiej dobrana. A tak, no cóż... 
Wiem, że wiele dziewczyn go sobie chwali, więc może warto jest go wypróbować na swojej twarzy. Na pewno będziecie zadowolone z trwałości i efektu matowej skóry przez wiele godzin. 

Jesteście zwolenniczkami kosmetyków wielofunkcyjnych? A może wolicie używać osobnych kosmetyków przeznaczonych do różnych potrzeb skóry? 

wtorek, 1 kwietnia 2014

Marcowe Denko.

Cześć :)

Nieźle mi idzie, po kilku miesiącach, kiedy zużywałam tylko po jednym kosmetyku i nie opłacało się robić denka dla jednego mazidła, teraz jest drugi miesiąc, kiedy moje denko jest już konkretne :). Postanowiłam zużywać kosmetyki do końca, a nie, że mam 3 tusze, 5 balsamów otwartych. Znacie to? Na pewno :). No to zobaczcie, co w tym miesiącu wylądowało w koszu!


Natei Naturals szampon do włosów farbowanych z ekstraktem z jagód Acai: czy szampon za 3,99 zł może być dobry? Zdecydowanie tak! U mnie sprawdził się bardzo dobrze. Dobrze się pienił, mył włosy, a co najważniejsze dla mnie - nie obciążał ich. Dla mnie bomba za taką cenę :).

Bottega Verde oczyszczająca pianka do mycia twarzy: pisałam o niej tutaj. Wystarczyła mi na 3 miesiące używania 3 razy dziennie. 

Uroda, Melisa, tonik bezalkoholowy: to już moje drugie opakowanie, bardzo go lubię i pewnie jeszcze nie raz wrócę. Do poczytania tutaj.

Garnier ochronny krem do rąk przeciw wysuszeniu: czyli różowy Garnier :). Czerwoną wersją byłam zachwycona, różowa przypadła mi mniej do gustu. Pozostawia na dłoniach jakby sylikonową powłoczkę. W moim odczuciu nie radzi sobie z nawilżeniem trwale, przynosi ulgę chwilowo.


Anida odżywczy krem do rąk i paznokci z woskiem pszczelim i olejem makadamia: marzec był miesiącem zużywania resztek kremów do rąk :). W tym przypadku Anida bardzo mi się spodobała! Bardzo dobry krem, który szybko się wchłania i świetnie nawilża. I kosztuje 2,49 zł w Naturze. Na pewno do niego wrócę, ale zimą :).

Lady Speed Stick pH Active: nigdy więcej sztyftów. Nie radził sobie kompletnie z poceniem i zostawiał białe, ohydne ślady na obraniach. Z czarnej bluzki nie potrafiła nawet pralka doprać! Moim zdaniem bubel i chyba miałabym podobne zdanie o wszystkich sztyftach. 

Bell, Royal Mat Hi-Tech Make Up: super radził sobie z matowieniem twarzy w połączeniu z transparentnym pudrem Essence. Efekt naprawdę mnie zadowalał. Bezproblemowa aplikacja, dobre krycie (ja nie potrzebuję dużego krycia). Minus za to, że pod koniec ściemniał i już nie pasował tak idealnie do mojej cery. Do poczytania o nim tutaj.

Essence I <3 Extreme volume mascara: również moje drugie opakowanie. Bardzo dobry, tani tusz do rzęs. Byłam zachwycona efektem, jaki daje, ale zauważyłam, że po kilku godzinach się kruszy i zostaje pod oczami. Ten efekt zdecydowanie mi się nie podobał. Może wynikało to z tego, że był otwarty długo, bo początkowo tego problemu nie było. O nim również poczytacie tutaj :).

Kobo Longlasting eyeliner: automatyczna kredka do oczu. Kupiłam ją, bo potrzebowałam, wodoodpornej kredki do oczu, która przetrwa wizytę na basenie. Wiem, dziwne malować się do wody, ale wtedy była okazja - druga randka z moim M. i nie chciałam, żeby się wystraszył, więc zależało mi na delikatnym podkreśleniu oka, ale żeby nie wyglądać śmiesznie :). Kredka się spisała i mimo nurkowania nie rozmazała się :). Nie używałam jej potem regularnie, a skończyła się dosyć niespodziewanie. Nie rozmazywała się. Czasami odbiła się na górnej powiece.

I tyle :). Używałyście któreś z tych kosmetyków? Jakie macie doświadczenia?