czwartek, 25 lipca 2013

Inglot Freedom System - moja paletka do makijażu dziennego + swatche!

Hej dziewczyny ;)!

Jak zapewne wiecie uwielbiam kolorowe makijaże. Mam naprawdę pokaźną kolekcję kolorowych cieni, którymi można wyczarować naprawdę cuda. Odkąd pamiętam malowałam się kolorowo. Chyba się starzeję, bo od niedawna używam raczej stonowanych barw. Mój dzienny makijaż coraz częściej jest w beżach i brązach, więc pomyślałam sobie, że fajnie byłoby mieć paletkę, która w jednym miejscu zebrałaby te cienie. Wybór padł na cienie Inglot, bo ich w swojej kolekcji mam akurat najmniej (chyba tylko dwa!). Dziś dokupiłam ostatni cień i chciałam Wam pokazać całość :).


Bardzo podoba mi się ta kasetka, znajduje się w niej pięć cieni i jest bardzo poręczna! Idealna, by zabierać ją na wyjazdy, jest wyposażona w lusterko.


Nawet nie wiecie, jaki trudny wybór miałam widząc tyle cieni! Wiedziałam, że chcę mieć coś bardzo ciemnego i coś bardzo jasnego. Z tego powodu wybranie cienia Matte 326 i Matte 330 było proste. 330 jest matowym beżem, cielistym kolorem, który zawsze jest potrzebny. 326 jest idealny do podkreślania załamania powieki i do smokey eye, a nawet do podkreślania brwi.


Natomiast Matte 363 kojarzy mi się z cappuccino. Stosuję go solo lub również do lekkiego podkreślenia załamania powieki.


Strzałem w dziesiątkę był zakup Pearl 402. Nie jest to nowy zakup, mam go już chyba ze 2-3 lata, jednak dopiero teraz, mając go w swojej kasetce, korzystam z tego cienia. Jest to piękny, beżowo-złoty cień dający perłową poświatę. Dzisiaj jako ostatni cień trafił do mnie AMC Shine 142. Najtrudniej wybrać mi było ostatni kolor :). Użyję go jutro, ale jestem pewna, że spodoba mi się. Wydaje się być beżową perłą, jednak daje widoczną, różową poświatę! Bardzo delikatny, rozświetlający, uroczy po prostu ;).


Mam dla Was również swatche tych cieni. Jestem bardzo zadowolona, cienie są niesamowicie napigmentowane, nie osypują się tak, jak cienie ze Sleeka. Myślę, że często będę korzystać z mojej paletki, przecież nie zawsze wypada nosić się kolorowo ;).


Malujecie się cieniami z Inglota? Po moich pierwszych próbach z tymi cieniami od razu chciałabym więcej i więcej! W niedługim czasie na pewno pokażę Wam kilka makijaży z użyciem tych cieni :).

sobota, 20 lipca 2013

Makijaż: limonka w towarzystwie bordo

Hej ;)

Nigdy nie byłam przekonana do cieni w kolorze bordowym. Bałam się efektu podbitego, zmęczonego oka.
Kiedyś zainspirowałam się makijażem Marzeny i postanowiłam wykonać podobny na sobie :).


W połączeniu z zielenią prezentuje się całkiem nieźle! Wiadomo, bordo jest trudnym kolorem i na pewno nie nadaje się do aplikacji solo.


Na dolnej powiece zagościł fiolet.


Do wykonania makijażu oka użyłam:
- kaszmirowa baza pod cienie Dax Cosmetics
- paletki Sleek, Monaco oraz Original
- tusz do rzęs Essence, I <3 extreme

Co myślicie o takich połączeniach kolorystycznych? Ja całkiem dobrze czułam się w takim makijażu ;)!

wtorek, 16 lipca 2013

Lenka mówi dzień dobry ;)!

Cześć Dziewczyny!

Chcę Wam dzisiaj kogoś przedstawić - Lenkę! Całą ostatnią niedzielę wraz z moim M. mieliśmy jeden temat - jakie zwierzę będziemy mieli, jak razem zamieszkamy w nowym mieszkaniu. Temat to był dosyć odległy, bo póki co mieszkanie jest w fazie remontu od zupełnych podstaw, także dopiero najwcześniej w kwietniu przyszłego roku możemy myśleć o tym, by się wprowadzić. A że oboje kochamy zwierzęta, temat trzeba było obgadać już.

Pomysły były różne, nawet jaszczurka! Nie posądzałabym się o to, że mogłabym się zgodzić na gada, jednak niedawno miałam taką na rękach w sklepie zoologicznym i przysięgam, że wygląda, jakby była obszyta dżinsem, co mnie zaskoczyło, bo myślałam, że jaszczurki są obślizgłe. Potem pojawił się kot, no ale ja nie lubię kotów. M. oczywiście chciał psa, ogon w domu musi latać. Ja też kocham pieski. A najbardziej marzył mi się labrador! 

Z ciekawości zaczęliśmy szukać w internecie cen psiaków. Niestety na chwilę obecną nie stać nas, by dać za psiaka około 2000 zł. Udało mi się spotkać labka za 350 zł niedaleko mojego domu. I tak od słowa do słowa zaczęliśmy się zastanawiać, jak zareagowali by rodzice M. u których obecnie mieszkam. Krótko mówiąc - napaliliśmy się na psa! Dodać należy, że rodzice M. mają już 4-letniego owczarka, Nukę. Więc w mieszkanku było by nas 6 łącznie z naszym nowym psiakiem. Okazało się, że mama M. wyraziła cichą zgodę na pieska. I wtedy M. jeszcze bardziej się napalił na pieska, ale ja miałam mnóstwo wątpliwości - przede wszystkim nie chciałam sprawiać problemów rodzicom M. u których mieszkam! Okazało się, że labradorki, które chcieliśmy były już zarezerwowane. I wtedy M. wymyślił, ze chce owczarka niemieckiego. Takiego, jakiego już ma. Bo to są najmądrzejsze psy. Fakt, Nuka, piesek który już z nami mieszka, jest nieprawdopodobnie mądra! Ja natomiast nie chciałam się zgodzić, bo przecież chciałam słodkiego labradorka. Zdeterminowany M. znalazł szczeniaki owczarki i wczoraj około 23 pojechaliśmy je zobaczyć. Jejku, jakie maleństwo było słodziachne! Nie miałam serca wyjechać stamtąd bez psiaka! Totalnie mnie ujął, a raczej ujęła, bo to suczka :). Zobaczcie ;)!

Lenka ma niecałe 3 miesiące, jest żywa, wesoła, wiecznie głodna, ale bardzo grzeczna i jak już zauważyłam - pojętna.


Oczywiście miejsce do spania znalazła sobie w łóżku, gdzie by księżniczka leżała na podłodze ;).


A tutaj Lenka podczas kąpieli. Wygląda jak szczurek :D


Jeszcze nie mogę uwierzyć, ze to dzieje się naprawdę! Szczególnie nie mogłam w to uwierzyć o 4:50 stojąc przed blokiem i czekając aż Lenka zrobi siusiu :P. Dołożyliśmy sobie obowiązków. Na głowie mamy remont, a teraz jeszcze piesek. Ale tak naprawdę jest to najlepszy moment na pieska. Ja mam wakacje i mogę z nim wychodzić, kiedy M. jest w pracy. Piesek odchowa się trochę i w momencie przeprowadzki będzie na tyle duża, że będzie mogła zostawać sama w nowym mieszkaniu, kiedy ja będę na uczelni, a M. w pracy. 

Słodziutka, prawda :)?



poniedziałek, 15 lipca 2013

Najbardziej udany kolor piaskowca od Golden Rose!

Cześć dziewczyny ;)!

Już niejednokrotnie wspominałam, że piaskowe wykończenie jest u mnie hiciorem tego lata. Po prostu je uwielbiam. Dzisiaj chcę Wam pokazać jeden z najbardziej udanych kolorów całej serii firmy Golden Rose!


Jest to cudowny, kobaltowy kolor o numerze 61 z serii Holiday. A ja uwielbiam kobalt i na paznokciach i w makijażu! Gdy go zobaczyłam, wiedziałam, że musi być mój. Lakier jest całkowicie pozbawiony jakichkolwiek drobinek, po prostu czysta, kobaltowa, cukrowa posypka :). Bardzo lubię dotykać paznokcie przyozdobione piaskowcami - chyba jakieś moje małe zboczenie ;). 


Lakier bardzo wygodnie się nakłada, dzięki temu, że pędzelek jest szerszy od standardowego. Bardzo należy pochwalić czas wysychania! Mam tendencję do nakładania grubych warstw lakieru. W tym przypadku do idealnego krycia wystarczą dwie. Dwie grube warstwy wysychają w mgnieniu oka :).

Podziwiajcie ten kolor!






Cena: 12,90 zł
Dostępność: sklepy i wyspy Golden Rose, drogerie internetowe

Czy Wam też tak szalenie podoba się piaskowe wydanie tego koloru ;)?

piątek, 12 lipca 2013

Siarkowa Moc, czyli must have dla tłustych i mieszanych cer!

Cześć moje Piękne :)!

Bardzo trudno było mi zdobyć krem na dzień, który dobrze matowi skórę twarzy. Zazwyczaj już po kilku godzinach świecę się jak żarówka, co zazwyczaj niweczy cały mój makijaż. Szczerze tego nie znoszę! Zresztą, która z nas to lubi?! Jakieś dwa lata temu odkryłam krem Siarkowa Moc, który stał się moim ulubionym kosmetykiem, szczególnie jeśli chodzi o pielęgnację twarzy latem!


Od producenta:

SIARKOWA MOC Antybakteryjny Krem Matujący polecany jest do codziennej pielęgnacji cery z problemami trądzikowymi. Specjalnie dobrana kompozycja składników aktywnych pozwala na skuteczną walkę z objawami trądziku i nadmiernym błyszczeniem się skóry. Krem matuje skórę na wiele godzin nadając jej pudrowy wygląd.

Produkt przebadany dermatologicznie.
Produkt nie testowany na zwierzętach.

Składniki aktywne:

Siarka – działa przeciwbakteryjnie i przeciwgrzybiczo, reguluje pracę gruczołów łojowych zmniejszając wydzielanie sebum.
Krzemian glinowo–magnezowy – nadaje skórze matowy, pudrowy wygląd utrzymujący się przez wiele godzin.
Tlenek cynku – jest filtrem promieniochronnym UVA i UVB, działa ściągająco i antyseptycznie.
Multifruit Extract – działa antybakteryjnie i keratolitycznie, oczyszcza i zwęża rozszerzone pory, a także przyspiesza złuszczanie obumarłych komórek naskórka oraz redukuje blizny potrądzikowe.
Naturalne pochodne oliwy z oliwek – delikatnie nawilżają i natłuszczają skórę nadając jej gładkość i elastyczność.
Alantoina – regeneruje i przyspiesza odnowę uszkodzonego naskórka, łagodzi i koi podrażnienia, a także nawilża, wygładza i zmiękcza skórę.

Masło Shea – chroni przed szkodliwym promieniowaniem słonecznym, wygładza skórę czyniąc ją miękką i aksamitnie gładką.

Moja opinia:

Krem kupujemy w kartonowym pudełku, który oczywiście wyrzuciłam zanim zrobiłam zdjęcia. Opakowanie ma 50 ml kremu i kusi napisami: "błyskawicznie i trwale matuje", "zamyka rozszerzone pory", "zwalcza wypryski", "chroni przed promieniami UV", "czyni skórę gładką i świeżą". Kupiłam go na ostatniej promocji w Rossmannie, wcześniej miałam go dwa lata temu. Zapach ciągle jest taki sam - pachnie mleczkiem do czyszczenia Cif :P. Jest to taki bardzo intensywny, cytrynowy zapach. Może kogoś drażnić, mi nie przeszkadza, bo po chwili się ulatnia. Nie zmieniła się również konsystencja kremu. Jest gęsta, zbita, jednak nie jest "kremowa". Nie ma problemów z aplikacją go na twarzy, jednak bardzo szybko się wchłania, zostawiając suchą, matową skórę, więc trzeba go nałożyć więcej. Od tych dwóch lat zmienił się kolor kremu - wydaje mi się, że był żółty, teraz jest biały. 


Najważniejsze, że nie zmieniło się działanie! Moja cera jest mieszana, policzki są normalne/suche. Na szczęście ten krem nie powoduje u mnie przesuszenia, czy nieprzyjemnego ściągania skóry. Możliwe, że to sprawka tego, że na noc jednak stosuję krem nawilżający. Praktycznie natychmiast po aplikacji skóra jest idealnie matowa! Toż to ideał pod tym względem :)! Nie mam problemów ze skórą jeśli chodzi o trądzik, ale cieszę się, że krem jest antybakteryjny. Efekt matu utrzymuje się około 5-6 godzin podczas upałów, a w takie dni jak dziś, czyli chłodne, jest godzina 17, a ja nadal się nie świecę! Jak dla mnie rewelacja :). Krem nie zapchał mi skóry, nie uczulił (rzadko mnie coś uczula, nie, nigdy nie dostałam uczulenia po kosmetyku!). 

Szczerze go polecam, jeśli szukacie dobrego kremu matującego. Będziecie zadowolone. U mnie zagości na półce na pewno przez całe lato ;)!

Dostępność: Rossmann, apteki stacjonarne
Cena: około 17 zł


Zapraszam na rozdanie u Żanety! To już ostatnie chwile, kiedy możecie się zgłosić ;)! KLIK


wtorek, 9 lipca 2013

Miał być neon, a jest zielone jabłuszko.

Cześć Piękne :)!

Zielony, to zdecydowanie kolor lata! Szczególnie taki jasny, świeży i soczysty ;). Oczywiście w mojej lakierowej kolekcji nie brakuje różnych zielonych buteleczek, jednak wymarzyłam sobie neonową zieleń, która pięknie wyglądałaby na opalonych dłoniach. Zdecydowałam się na ukochaną firmę Golden Rose!


Szybko okazało się, że lakier nie do końca jest neonowy, jednak i tak wpasowuje się w moje gusta :). Kolor określiłabym jako zielone jabłuszko! Prawda, że jest apetyczny ;)?


Lakier pochodzi z serii Classics i jest oznaczony numerkiem 186. Nie tak trudno dostrzec w nim kilka wad. Mam szczególnie na myśli kiepskie krycie. Na zdjęciach mam nałożone trzy warstwy, a i tak przebijają białe końcówki. Dobrym rozwiązaniem będzie nałożenie pod niego białą bazę. Mimo tak wielu warstw lakier naprawdę szybko schnie! 


Podoba mi się to, że buteleczka ma pojemność 5 ml, dzięki czemu jestem w stanie wykończyć ten kolor, dodać należy, że kosztuje aż 3,20 zł :). Na paznokciach utrzymał się około 3 dni, co mi wystarczyło, bo i tak często zmieniam kolorki :).




A Wy jak uważacie? Neon, czy zielone jabłuszko? Lubicie takie kolorki na lato, czy wolicie bardziej stonowane, nie rzucające się w oczy?


sobota, 6 lipca 2013

Makijaż: kolorowa kreska!

Hej :)!

Dzisiaj prosto, lekko i letnio :). Zabawy z kolorowymi kreskami ciąg dalszy. Bo czy to zawsze musi być czarny eyeliner?


Postawiłam na turkusową kreskę plus szaro - zielony dół.


Calutki makijaż wykonałam paletką Sleek, Monaco. Myślę, że częściej będę eksperymentować z różnymi kolorkami :). Bo czego latem trzeba więcej? Dajcie znać, czy Wam przypadł do gustu :)!

P.S. Wszyscy mają bloglovin, mam i ja! Dopiero co zapoznaję się z działaniem tej strony, ale zachęcam Was do obserwacji mojego bloga :). Wystarczy, kliknąć na przycisk poniżej :)!


Udanego weekendu, buziaki ;*

czwartek, 4 lipca 2013

Lipcowe zakupy.

Hej Kochane :)!

Pierwsze pieniądze w lipcu na kosmetyki wydane ^^. Zresztą chyba ostatnie, bo mam inne, poważne wydatki związane z mieszkaniem moim i mojego M. :). Jestem z siebie dumna, bo odwiedzając Rossmanna wydałam tylko 13 zł, a w łapki w tej cenie wpadły mi 4 rzeczy :). I spełniłam swoją zachciankę odnośnie piórkowych lakierów! Same zobaczcie :)



Nigdy w życiu nie używałam pianki, ale odkąd ścięłam włosy, stwierdziłam, że będę używać jej do loków. Powinna wystarczyć, bo mam włosy bardzo podatne na kręcenie. Nie zapomniałam o tym, że mam Wam pokazać moją nową fryzurkę :)!
Chusteczki do higieny intymnej Facelle zbierają dobre opinie, więc wrzuciłam do koszyka.


Wczoraj na blogu jednej z Was zobaczyłam pomadkę z Lovely, o której istnieniu nie miałam pojęcia. Pomyślałam, że za 4 zł warto ją wypróbować, bo lubię zapach mentolu i kamfory. Uczucie chłodzenia jest świetne, szczególnie, gdy skwar leje się z nieba jak dzisiaj!


No i lakiery! Wpadłam dzisiaj do Golden Rose i wiedziałam, że muszę kupić jakiś z najnowszej serii Impression. Wybór padł na 04, czyli niebiesko - brzoskwiniowe piórka :). Po głowie chodziła mi też neonowa zieleń. Za 3,20 zł nie zastanawiałam się długo.
Od dzisiaj jestem również w posiadaniu świeżutkich piaskowców od Pierre Rene! A to wszystko dzięki B. która robiła zamówienie w hurtowni ^^. Lakier ma dwie zalety - ma pisakowe wykończenie, czyli jedno z moich ulubionych oraz jest w kolorze mięty! Taki kolor to mój hit na lato już od kilku lat!


 To tyle z dziś, miłego wieczoru, dziewczynki :*. Chwalcie się swoimi zakupami!

poniedziałek, 1 lipca 2013

Marion: kuracja olejkiem arganowym.

Hej Piękne :)!

Moje włosy stanowią dla mnie nie lada wyzwanie. Generalnie są trudne - są niesamowicie gęste, grube, twarde i przesuszone, szczególnie na końcach. Na zabezpieczenie końcówk zawsze starałam się używać jakiegoś jedwabiu, choć często nie robiłam tego regularnie. Chcecie wiedzieć, co sprawiło, że olejek arganowy od Marion sprawił, że używam go bardzo systematycznie?


Od producenta:

Kuracja do włosów bez spłukiwania, intensywnie pielęgnuje, wygładza włosy i ułatwia stylizować fryzurę. Jedwabista konsystencja pozwala na równomierne rozprowadzenie preparatu na włosach, jest natychmiast wchłaniana, nie obciąża i nie zostawia żadnych osadów we włosach.  Formuła zawiera bogaty w glicerydy i witaminy olejek arganowy, pochodzący z upraw ekologicznych, potwierdzony certyfikatem Ecocert. Olej pomaga zapewnić włosom 7 efektów:

- przywraca piękny połysk
- regeneruje włosy od wewnątrz i wygładza
- ułatwia rozczesywanie i układanie
- wzmacnia i nawilża
- nadaje miękkość i elastyczność
- chroni przed szkodliwym działaniem czynników zewnętrznych
- zapobiega puszeniu się włosów

Sposób użycia:

- przed modelowaniem: w zależności od rodzaju i długości włosów rozetrzeć w dłoniach 1-2 kropli produktu i rozprowadzić na umytych, wilgotnych włosach. Nie nakładać u nasady włosów! Nie spłukiwać. 
- na wykończenie fryzury: w zależności od rodzaju i długości włosów rozetrzeć w dłoniach 1-2 kropli produktu i rozprowadzić na końcówki suchych włosów. Nie spłukiwać. Chronić oczy.

Skład:

Cyclopentasiloxane (and) Dimethiconol, Dimethicone, Phenyltrimethicone, Isopropyl Myristate, Argania Spinosa Kernel Oil, Parfum Cl 47000, Cl 26100, Benzyl Alcohol, Benzyl Salicylate, Benzyl Cinnamate

Moja opinia:


Muszę wspomnieć o tym na samym początku - zachwycił, powalił, zniewolił i oczarował mnie zapach tego kosmetyku. Przysięgam, że nigdy nie miałam kosmetyku do włosów, który pachniałby piękniej! Zapach jest słodki, ale nie przytłaczający, jest po prostu genialny, jeśli będziecie miały okazję, to spróbujcie koniecznie! Utrzymuje się na włosach do kilkudziesięciu minut po aplikacji, więc wyobraźcie sobie, jak chodzę i wącham moje włosy. Nawet nie muszę ich specjalnie wąchać, bo zapach mnie otula!


Olejek jest zamknięty w butelce z pompką (uwielbiam takie opakowania!), butelka jest przezroczysta i dokładnie widać ile go jeszcze zostało. Możemy się cieszyć 50 ml tego cudeńka, ale muszę stwierdzić, że jest wydajny, bo na moje długie włosy wystarczą dwie pompki olejku. Konsystencja jest wiadomo jaka - jak to olejku ;). 

Zaraz po zakupie byłam tak go ciekawa, że jeszcze w drodze do domu wtarłam kropelkę z ogon warkocza. Po prostu oczom nie mogłam uwierzyć, jak moje zazwyczaj twarde włosy zrobiły się nagle miękkie! Naprawdę! Później zaobserwowałam jednak, że taki mocny efekt nie jest długotrwały, ale mimo wszystko, przy regularnym stosowaniu widać i czuć poprawę miękkości włosa.


Zabijcie mnie, ale kompletnie nie znam się na składach. Wydaje mi się, że na początku są silikony, poprawcie mnie, jeśli się mylę. Olejek arganowy jest na szóstym miejscu w stosunkowo krótkim składzie.

Dozowany w odpowiedniej ilości nie obciąża włosów. Wiadomo - jeśli wylejemy na głowę 10 pompek to na pewno włosy będą tłuste. Ja używam go wg drugiego sposobu i wtedy jest w porządku. Tylko raz użyłam go na mokre włosy, ale wtedy niestety obudziłam się z obciążonymi włosami, nadającymi się natychmiastowo do mycia

Rozprawmy się teraz z obietnicami producenta!

- przywraca piękny połysk - tak, tak, tak, włosy po aplikacji są naprawdę błyszczące
- regeneruje włosy od wewnątrz i wygładza - na pewno wygładza, ale czy aż tak regeneruje, to bym nie powiedziała
- ułatwia rozczesywanie i układanie - nie zauważyłam, by wpływał na lepsze rozczesywanie włosów
- wzmacnia i nawilża - fakt, włosy wydają się być nawilżone
- nadaje miękkość i elastyczność - jak pisałam wyżej, nawet moje włosy twarde jak u lalki stają się miękkie po nałożeniu olejku
- chroni przed szkodliwym działaniem czynników zewnętrznych - tak, obcięłam końcówki i stosując go regularnie nie zauważyłam silnego nawrotu rozdwajania
- zapobiega puszeniu się włosów - moje włosy i tak będą się zawsze puszyć ;)

Generalnie bardzo polecam ten olejek. Jeśli uwielbiacie pięknie pachnące kosmetyki, to będziecie z niego zadowolone. Poza tym, producent całkiem nieźle wywiązuje się ze swoich obietnic. Ja jestem bardzo zadowolona i na pewno po niego sięgnę jeszcze nie raz i nie dwa :).

A jakie Wy macie doświadczenia z tym olejkiem?

P.S. Jeśli już w temacie włosów jesteśmy, to byłam dziś u fryzjera pod wpływem impulsu i ścięłam swoje sięgające do połowy pleców włosy (TUTAJ możecie zobaczyć, jakie miałam). Teraz mam ledwo wystające poza ramiona. I w końcu mogę nosić je rozpuszczone, kręcone, naturalne :D. Zbrzydło mi codzienne plecenie warkocza, który nosiłam niemalże od roku. Potrzebowałam zmian, jestem zadowolona. Wkrótce pochwalę się zmianami :D