niedziela, 29 marca 2015

Elfa Pharm, Vis Plantis - olejki do twarzy, ciała i włosów

Cześć dziewczyny :)

Jeszcze nie tak dawno nie byłam kompletnie przekonana do stosowania olejów w codziennej pielęgnacji. Myślałam, że używanie ich na ciało, a co dopiero na twarz musi być wysoce niekomfortowe, no bo przecież jak mam cokolwiek włożyć na siebie, kiedy ociekam tłuszczem? 
Później miałam okazję używać kilka rodzajów olejów, głównie do włosów i na ciało i moje nastawienie się nieco zmieniło. Tym bardziej ucieszyłam się, że mogę wypróbować działanie nowej serii Vis Plantis marki Elfa Pharm. W skład serii wchodzą trzy olejki: do włosów, do ciała i do twarzy. Jesteście ciekawe, jak się potoczyła moja olejowa przygoda?


Cała seria olejków znajduje się w kartonowych pudełkach. Każda buteleczka ma pojemność 30 ml. Szata graficzna jest czytelna i dość przyjemna dla oka, natomiast sama butelka jest bardzo prosta oznaczona tylko najważniejszymi informacjami dotyczącymi przeznaczenia. Butelki są zamykane zamknięciem (masło maślane, wiecie o co mi chodzi ;)) typu press. Dosyć wygodna forma jednak ze względu na to, że to jest olej, to w każdym przypadku kończyło się to wylewaniem z butelki resztek, albo "pluciem" olejkiem przy otwieraniu :). 





OLEJEK RÓŻANY do twarzy szyi i dekoltu

Olejek różany z nasion królowej kwiatów, symbolu miłości, siły i piękna, przeciwdziała starzeniu się skóry. Bogaty w niezbędne kwasy tłuszczowe (kwas linolowy, linolenowy) i witaminy sprzyja regeneracji skóry i odżywia ją. Wygładza zmarszczki i zapobiega powstawaniu nowych. Łagodzi blizny i przebarwienia. Nawilża, odświeża, poprawia elastyczność i jędrność skóry.
Skład:
Macadamia Ternifolia Seed Oil, Rosa Moschata Seed Oil, PEG-8, Tocopherol, Ascorbyl Palmitate, Ascorbic Acid, Citric Acid,Citronellol, Geraniol 

Zacznę od olejku, który przypadł mi najbardziej do gustu. To właśnie olejku do twarzy byłam najbardziej ciekawa, bo nigdy wcześniej nie nakładałam oleju na twarz. Przyznam, że miałam obawy dotyczące wysypu zaskórników. Od razu mówię - nie miałam czego się obawiać, a moja skóra bardzo polubiła się z tą formą pielęgnacji. Olejek zawiera niemal 90% olejku macadamia i 10% olejku różanego. Skład jest bardzo krótki i jest to niewątpliwa zaleta produktu. Olejek świetnie nawilża skórę. Stosuję go każdy dzień na noc w celu dogłębnego nawilżenia i odżywienia skóry. Pod makijaż wolę nie ryzykować z moją mieszaną cerą. Podczas nakładania czuję wręcz ulgę, ponieważ po zastosowaniu żelu antybakteryjnego moja skóra jest mocno ściągnięta. Olejek wchłania się bardzo szybko i to praktycznie do matu. Skóra pozostaje miękka i elastyczna. Nie pojawiły się żadne niedoskonałości po stosowaniu olejku. Co prawda ani zmarszczek ani przebarwień nie mam, więc nie mogę się wypowiedzieć w kwestii działania przeciwstarzeniowego. Uważam, że jego wydajność jest jak najbardziej w porządku i opakowanie 30 ml jest jak najbardziej trafione, bo po miesiącu stosowania codziennie wieczorem ubyło mi tylko 1/3 buteleczki. Przewiduję, że wystarczy mi go jeszcze na 2-3 miesiące, może nawet więcej. Pachnie różami, jednak zapach jest bardzo delikatny i ulatnia się na skórze.



OLEJEK MACADAMIA do ciała

Lekki, nietłusty, egzotyczny olej z Australii odżywia, regeneruje, wygładza i zmiękcza. Pomaga nawilżyć suchą skórę. Działa przeciwstarzeniowo i ujędrniająco dzięki wysokiej zawartości kwasu oleopalmitynowego (omega 7), który jest głównym składnikiem młodej skóry. Nie daje uczucia tłustości, jest wydajny i dobrze się wchłania. Jest świetnie tolerowany przez skórę. Bogaty w antyutleniacze skutecznie neutralizuje wolne rodniki co przedłuża młodość skóry. Poprawia jej wygląd i stan. Łagodzi podrażnienia posłoneczne i drobne zmiany.

Skład:
Macadamia Ternifolia Seed Oil, Parfum, PEG-8, Tocopherol, Ascorbyl Palmitate, Ascorbic Acid, Citric Acid, Benzyl Salicylate, Hexyl Cinnamal. Hydroxycitronellal, Limonene, Linalool


Kolejny olejek, który się sprawdził, ale z jednym zastrzeżeniem. Kto to widział olej do ciała o pojemności 30 ml?! Ja i tak oszczędnie go stosowałam, bo tylko na łydki i ręce i skończył się po 1,5 tygodnia, ale jeśli ktoś chciałby się cały wysmarować, to po kilku dniach może wyrzucić pustą butelkę do kosza na śmieci. Moim zdaniem 100 ml, byłoby optymalną pojemnością.
Co do działania, to tak jak poprzednik wchłania się natychmiast. Nie tłuści ubrań. Zostawia otulający, ale nietłusty film na skórze, ale zupełnie inny, niżby zostawiła parafina. Daje uczucie dobrze nawilżonej i gładkiej skóry. Bardzo polubiłam ten efekt. Nawilżenie utrzymuje się cały dzień, a że nauczyłam się ostatnio regularności w balsamowaniu, to po kąpieli moja skóra woła"pić". Olejek pachnie bardzo delikatnie i przyjemnie. Szkoda, że zapach nie utrzymuje się dłużej na skórze. 99% tego olejku to czysty olej macadamia, więc wierzę w jego zbawienne właściwości na skórę, szczególnie, że widzę, jak ją odżywia, nawilża i wygładza.


OLEJEK ARGANOWY do włosów

Płynne złoto Maroka, olejek arganowy z drzewa życia łatwo się wchłania, odżywia skórę głowy i cebulki włosowe. Zmniejsza łojotok, działa przeciwzapalnie, przeciwłupieżowo, łagodzi podrażnienia. Wysoka zawartość kwasów omega-3 i omega-9 pozwala odbudować strukturę włosów, wzmacnia je i chroni. Bogactwo tokoferoli, polifenoli, fitosteroli i saponin sprzyja neutralizacji wolnych rodników. Nawilża, przywraca blask, wygładza, ułatwia czesanie i stylizację. Nadaje miękkość i elastyczność i chroni włosy przed puszeniem. Włosy stają się zdrowe i pełne życia.

Skład:
Argania Spinosa Kernel Oil, Macadamia Ternifolia Seed Oil, Parfum, PEG-8, Tocopherol, Ascorbyl Palmitate, Ascorbic Acid, Citric Acid

Olejek o zdecydowanie najmocniejszym zapachu. A pachnie naprawdę pięknie. Tak jak w przypadku poprzednika, jego pojemność nie jest strzałem w dziesiątkę. 30 ml wystarczyło mi na 6 razy. Mam gęste i długie włosy, więc w sumie i tak dziw, że aż na sześć razy wystarczył. Moje włosy generalnie nie lubią olejów. Tzn. nic się z nimi nie dzieje. Nie odnotowałam nigdy żadnego pozytywnego wpływu na włosy. Może za szybko się poddawałam, jednak w tym przypadku też nie miałam okazji przekonać się o długofalowych skutkach ze względu na małą pojemność. Olejek nakładałam na 20 minut przed myciem włosów. Bez problemu się spłukuje. Moje naturalnie sztywne włosy nie zostały niestety zmiękczone. Natomiast, kiedy nałożyłam go na suche końcówki, to ogarnął puszenie się moich włosów i nie przetłuścił ich przedwcześnie, więc dla mnie jest do przyjęcia tylko w formie serum na suche włosy. Olejek zawiera praktycznie 50% oleju arganowego i 50% oleju macadamia. 


Jeśli ktoś lubi oleje, to koniecznie musi spróbować. Szczególnie polecam olejek do twarzy i do ciała. Dobrze by było, gdyby producent wypuścił większą pojemność olejków. Za niską cenę ok. 9-12 zł dostajemy dobre jakościowo produkty!


Wpis powstał dzięki przynależności do Klubu Elfa Pharm, co nie miało wpływu na moją opinię
o produktach.


Poznałyście już serię Vis Plantis? Używacie olejów w codziennej pielęgnacji?

poniedziałek, 23 marca 2015

Wiosenna odnowa skóry || Szczotkowanie ciała na sucho

Cześć dziewczyny!

Wiosna jest idealnym okresem, by zacząć dbać o skórę i przygotować ją na nadchodzące lato. Każda z nas chciałaby rozprawić się z cellulitem, ujędrnić i wymodelować swoje ciało. Okazuje się, że uzyskanie tych efektów jest łatwiejsze niż może się wydawać :)!
Pojęcie szczotkowania ciała na sucho obiło mi się o uszy już dawno, jednak dopiero kilka dni temu zainteresowałam się tematem bardziej. Koniecznie chcę się z Wami podzielić tym sposobem i zachęcić do sięgnięcia po szczotkę :)

szczotkowanie ciała na sucho, detoks, redukcja cellulitu

Czym jest szczotkowanie na sucho?

Jest to zabieg, która tak naprawdę może sobie zafundować w domu każda z nas. Polega to na delikatnym masażu całego ciała za pomocą szczotki na sucho. Masaż ten wykonuje się przed kąpielą, na suche ciało, bez użycia olejów czy balsamów. Brzmi boleśnie? Też tak myślałam, do momentu aż spróbowałam. Kupiłam szczotkę z naturalnego włosia For Your Beauty w Rossmannie za 10,99 zł i wzięłam się za szczotkowanie. Okazało się, że masaż jest bardzo przyjemny, choć dla delikatnych skór może być dosyć mocny. Można przyzwyczajać skórę do masażu, masując się najpierw rękawicą albo ostrzejszą gąbką. 


Korzyści wynikające z masażu

Masaż z użyciem szczotki daje pozytywne efekty, które nie są tylko widoczne na skórze, ale świetnie wpływają na kondycję całego organizmu. Przede wszystkim masaż pobudza układ limfatyczny, który jest odpowiedzialny za usuwanie szkodliwych produktów przemiany materii. Masaż szczotką ma działanie detoksykacyjne, ponieważ pobudza się przepływ krwi i toksyny mogą być szybciej i sprawniej usuwane poza organizm. Zwiększa się cały metabolizm skóry. Ważne, żeby podczas kuracji szczotką nie zapomnieć o spożywaniu dużej ilości wody mineralnej, by dodatkowo zintensyfikować wydalanie toksyn. Detoks na wiosnę gwarantowany :).

Trudno nie wspomnieć o tym, że masaż szczotką jest idealnym peelingiem. Szczotka złuszcza martwy naskórek, pobudzając skórę do szybszej regeneracji. Zwiększenie mikrokrążenia dodatkowo sprawi, że skóra będzie lepiej wchłaniała składniki aktywne zawarte w preparatach, które aplikujemy po szczotkowaniu. 

Efekt, na jaki ja najbardziej liczę, to redukcja cellulitu. Nie będę udawać, że problem mnie nie dotyczy. Obecnie jestem na diecie, więc szczotkowanie będzie uzupełnieniem całej zmiany. Masaż rozbija tkankę tłuszczową, dzięki czemu pomarańczowa skórka znika w mgnieniu oka. Uzyskujemy efekt wymodelowanej sylwetki bez cellulitu! Podobno efekty są widoczne bardzo szybko i nawet zniecierpliwione osoby nie zdążą się tym znudzić.


Jaka szczotka będzie odpowiednia?

Tylko i wyłącznie ta z naturalnego włosia. Najprościej jest kupić taką w Rossmannie, ale powinna też być w innych drogeriach. Naturalne włosie jest delikatniejsze niż syntetyczne, ale mimo wszystko nie powinno być zbyt delikatne. Ja kupiłam swoją w Rossmannie. Dodatkowo posiada plastikowe wypustki masujące. Szczotka nie może zarysować nam skóry, ale wyraźnie powinna ją zarumienić.
Z praktycznych względów szczotka powinna być wygodna i musi dobrze leżeć w dłoni. Do masażu pleców przyda się szczotka na długiej rączce, albo... osoba trzecia ;).

Technika masażu

Jak już wspomniałam, ciało powinno być suche. Ważne jest, by wykonywać ruchy z dołu do góry, w kierunku serca. Najpierw masujemy nogi - zaczynając od stopy, przez łydkę aż do ud, które też można masować kolistymi ruchami. Na tej okolicy chcę się skupić najbardziej. W następnej kolejności masujemy brzuch, można to robić okrężnymi, delikatnymi ruchami. Pamiętajcie, że okolice biustu są bardzo delikatne! Następnie masujemy ręce, podobnie jak nogi, zaczynamy od palców i dłoni. Na końcu wykonujemy masaż pośladków i pleców.

Uwaga! Jeśli skóra jest uszkodzona, występują pajączki lub żylaki - należy ominąć te miejsca, a przynajmniej traktować je bardzo, bardzo delikatnie!

Po wykonanym szczotkowaniu najlepiej wziąć prysznic lub kąpiel, a następnie wmasować ulubiony kosmetyk. Skóra będzie go piła, a substancje aktywne będą lepiej wchłanialne. Jak możecie zobaczyć na zdjęciu, ja póki co wykorzystam balsam Eveline, ale jak już się skończy, to zamierzam kupić olejek Evree Slim, o którym naczytałam się dobrych opinii :).

Opis jest trochę rozległy i czytając, możecie mieć wrażenie, że szczotkowanie zabierze sporą część wieczoru. Nic bardziej mylnego, całość powinna trwać od 5 do 10 minut, nie więcej. Gdyby masaż trwał dłużej, to układ nerwowy przez ciągłe pobudzanie przestałby reagować, a skóra by się przyzwyczaiła. Najlepiej szczotkować się rano, ponieważ masaż wpłynie pozytywnie na nasze samopoczucie, zrelaksujemy się. Ja na pewno rano nie dam rady się szczotkować, więc tą przyjemność pozostawię sobie na koniec dnia :). Ważna jest systematyczność, bez przeszkód można masować się codziennie!


Podsumowując, bardzo Wam polecam ten masaż. Niskim kosztem, poświęcając nie więcej niż 10 minut dziennie możemy zauważyć świetne efekty. Skóra oczyści się z toksyn, odświeży, ujędrni, pory się odblokują, nasze samopoczucie poprawi, a cellulit się zredukuje.
Zamierzam za jakiś czas zdać relację z mojej kuracji, dzisiaj zrobię sobie zdjęcia "przed" i będę miała porównanie :).

Dajcie znać, czy znacie ten sposób, a może szczotkujecie się regularnie? 
Mam nadzieję, że Was zachęciłam :).



wtorek, 17 marca 2015

Pędzel do nakładania różu z Born Pretty Store

Cześć dziewczyny!

Wiem, że ostatnio mam mały zastój na blogu, ale dopadła mnie jakaś niemoc. Winię za to przesilenie wiosenne, coś w tym musi być. Poza tym na uczelni mam sporo do nauki no i zaczyna wisieć nade mną praca magisterska, choć mam jeszcze 1,5 roku, to muszę określić temat, a na mojej uczelni trzeba wykonać własną pracę badawczą. Zdecydowałam się na dosyć technologiczny temat, bo będę badać zawartość szczawianów w czekoladach, chcę to jeszcze połączyć z jakimś badaniem konsumenckim. Generalnie muszę intensywnie nad tym myśleć, a jak myślę o sobie robiącą sama badania w laboratorium, to ogarnia mnie czarna rozpacz :P. 

Przechodząc do tematu dzisiejszego posta, to opowiem Wam kilka słów na temat pędzla, który do złudzenia przypomina słynny pędzel firmy Real Techniques. Jak możecie się domyśleć, wcale nie jest to RT, tylko pędzel, który otrzymałam ze sklepu Born Pretty Store


Cały pędzel mierzy sobie około 16 cm długości, a samo włosie ma około 3,5 cm. Włosie jest dwukolorowe. Składa się z metalowej rączki i plastikowego, czarnego zakończenia. Użytkuję już jakiś czas ten pędzel i muszę powiedzieć, że metalowa rączka wcale się nie zarysowała. Jedyny minus za to, że ta czarna końcówka się odczepiła od reszty, jednak wcisnęłam ją z powrotem i póki co się trzyma. Jak znów odpadnie, to jest to tylko kwestia podklejenia. 


Zaskoczyła mnie miękkość włosia. Naprawdę przyjemnie się z nim współpracuje. Moje pozostałe pędzle mają już ponad 3 lata i widzę kolosalną różnicę jeśli chodzi właśnie o miękkość. Stare pędzle zaczynają lekko drapać, podczas gdy pędzel z BPS jest dla twarzy bardzo milutki.
Właściwie powinnam zacząć od funkcji tego pędzla - jest to bowiem wg strony producenta pędzel do nakładania różu o sztucznym włosiu. Oczywiście ja wypróbowałam go zarówno w aplikacji bronzera, a na samym końcu doszłam do wniosku, że jest idealny do rozświetlacza :D. Jak widzicie, przeszedł ze mną całą drogę w konturowaniu twarzy :). 


Włosie jest dość gęste i odpowiednio giętkie, moim zdaniem dobrze radzi sobie z rozcieraniem granic. W końcu nikt nie chce plam na twarzy. Uważam, że jest precyzyjnym pędzlem, szczególnie w porównaniu do tych, które już posiadam. Myślę, że nada się nawet do konturowania nosa.  
Warto wspomnieć, że podczas mycia nic się z nim nie dzieje, tzn. nie wypadł jeszcze ani jeden włosek, choć pędzel przeżył już kilka kąpieli. 
Jak wspomniałam, używam go obecnie tylko do aplikacji rozświetlacza, a to właśnie za sprawą precyzji. Zaznaczam dokładnie szczyt kości policzkowych i odpowiada mi do tej roli dzięki swoim rozmiarom. 
Jestem bardzo ciekawa, jak sprawują się inne pędzle z tej serii z Born Pretty Store. Z tego jestem zadowolona i po prostu bardzo podoba mi się wizualnie. Urozmaica kolorem moją czarną kolekcję pędzli :D. 

Pędzel obecnie jest w promocji i zamiast $7,52 możecie go mieć za $4,14, czyli około 12 zł. Cena zachęcająca no i darmowa dostawa kusi :). Poniżej wklejam dodatkowo kod na 10% zniżki.



Dajcie znać, czy miałyście jakieś pędzle godne polecenia z Born Pretty Store?

środa, 11 marca 2015

Dermedic, Normacne Preventi, regulujący tonik antybakteryjny do skóry tłustej i mieszanej

Cześć dziewczyny :)!

Chcę podzielić się z Wami moją opinią na temat toniku Dermedic z serii Normacne. To już kolejny z kosmetyków tej linii, który miałam okazję stosować. Tonik jest przeznaczony do skóry tłustej i mieszanej ze skłonnością do trądziku. Zawiera substancje aktywne takie, jak kwas salicylowy oraz wyciąg z brzozy. Jeśli jesteście ciekawi, czy jestem równie zadowolona, jak z poprzednich kosmetyków Dermedic, zapraszam do recenzji.


Na początku chciałabym Wam opowiedzieć o tym, po co w ogóle używać toniku? Na pewno nie raz słyszałyście, że podstawą pielęgnacji jest mycie i tonizowanie skóry, ale czy zastanawiałyście się kiedyś, co daje tonizacja twarzy? Naszą skórę pokrywa warstwa lipidów o ochronnym działaniu, której pH wynosi około 5,0 - 5,5. Kiedy skóra ma kontakt z wodą i środkami myjącymi, jej pH zmienia się na zasadowe. Tonik ma za zadanie przywrócenie naturalnego pH skóry. Kwaśne pH jest o tyle ważne, że tworzy pierwszą linię obrony przed groźnymi dla nas patogenami. Inaczej mówiąc drobnoustroje giną w kwaśnym środowisku. Uważam, że to najważniejsza funkcja toniku. Dodatkowo oczywiście tonik usuwa zewnętrzne zanieczyszczenia czy resztki kosmetyków myjących lub makijażu. Często toniki zawierają substancje aktywne, które dobroczynnie wpływają na naszą skórę. W przypadku toniku marki Dermedic są to kwas salicylowy oraz wyciąg z brzozy. Ten pierwszy należy do betahydroksykwasów, a ich zadaniem jest delikatne złuszczanie skóry, czyli usuwanie zbędnej warstwy rogowej naskórka. Dodatkowo działa antybakteryjnie i przeciwzapalnie, przyspieszając gojenie się podrażnień. Wyciąg z brzozy ma podobne działanie antybakteryjne, odkażające i oczyszczające. Te składniki sprawiają, że tonik z serii Normacne idealnie sprawdza się dla skóry tłustej i mieszanej. 


Tonik znajduje się w białej, plastikowej butelce z zamknięciem na klik, które dla mnie jest bardzo wygodne. Pachnie przyjemnie, tak samo jak inne kosmetyki z tej serii, które używałam. Pojemność 200 ml jest bardzo wydajna w przypadku tego toniku, używam już go koło miesiąca i dosyć dużo pozostało go w butelce. Butelka jest nieprzezroczysta, więc opieram się na wyczuciu ;). 
Tonik nie podrażnia mojej skóry, ma właściwości hypoalergiczne. Używając toniku czuję, się jakbym robiła reset mojej skórze, to pewnie zasługa właściwości antybakteryjnych. Mam po prostu wrażenie, że wszystko co, niepożądane znika z mojej skóry po jej tonizacji :). Czuję, że skóra jest odświeżona i złagodzona, przygotowana do dalszych etapów pielęgnacji. Co do zapobiegania trądzikowi, to zdaję sobie sprawę, że tonik wchodzi w skład całej linii, ale na pewno ma działanie wspomagające. Zauważyłam, że używając kosmetyków linii Normacne moje zaskórniki szybciej znikały. Zazwyczaj mam wysyp podskórnych grudek przed okresem, a w tym miesiącu udało mi się ich szybciej pozbyć. Zaletą jest, że użycie toniku nie powoduje u mnie uczucia ściągnięcia skóry. Nawet więcej, niweluje to uczucie po umyciu twarzy żelem antybakteryjnym, więc tonizacji towarzyszy uczucie ulgi.

Cena: ok. 20 zł / 200 ml

Pisałam o:

czwartek, 5 marca 2015

Dermedic, Normacne Preventi - antybakteryjny żel do mycia

Cześć dziewczyny :)!

Żel do mycia twarzy towarzyszy mi w pielęgnacji każdego dnia. A w zasadzie dwa razy dziennie. Nie wyobrażam sobie pominięcia tego etapu oczyszczania skóry twarzy. Używając żelu mam poczucie, że skóra jest naprawdę oczyszczona i przygotowana do dalszych etapów pielęgnacyjnych.
Przez ostatni czas używam żelu antybakteryjnego do mycia twarzy, przeznaczonego do cery mieszanej i tłustej ze skłonnością do trądziku, czyli dokładnie takiej, jaką posiadam. Czy się sprawdza? Zapraszam do recenzji.


   Skutecznie usuwa wszelkie zanieczyszczenia, nie powodując podrażnień - łagodne środki powierzchniowo czynne delikatnie oczyszczają skórę z zanieczyszczeń i nadmiaru sebum, nie podrażniając i nie naruszając jej naturalnej bariery ochronnej. Preparat pozostawia skórę czystą i odświeżoną.
  Reguluje pracę gruczołów łojowych, zapobiegając tworzeniu nowych zmian trądzikowych - ekstrakt z zielonej herbaty o działaniu antybakteryjnym oraz cynk wspomagają leczenie trądziku, dzięki ochronie przed namnażaniem bakterii (w tym Propionibacterium acnes). Dodatkowo ograniczają wydzielanie sebum i łagodzą podrażnienia po zmianach trądzikowych.
   Ma właściwości antyseptyczne - zastosowany w preparacie naturalny barwnik - chlorofil, który ponadto ma pozytywny wpływ na kondycję skóry, intensywnie ją nawilża, przyspiesza regenerację, koi podrażnienia.
Regularnie stosowany przywraca skórze zdrowy wygląd.
>> Skutecznie oczyszcza z wszelkich zanieczyszczeń
>> Nie pozostawia uczucie ściągnięcia
>> Nie zawiera alkoholu
   Zalecany do: codziennego oczyszczania skóry mieszanej i tłustej ze skłonnością do zmian trądzikowych. Polecany również do mycia pleców.
HYPOALERGICZNY

Żel do mycia twarzy znajduje się w plastikowej butelce z pompką o pojemności 200 ml. Najbardziej lubię takie rozwiązania ze względu na prostotę obsługi. Nie ma nic gorszego rano niż męczenie się z otwieraniem butelki. W tym przypadku jedno naciśnięcie pompki i problem z głowy. Dodać muszę, że pompka działa sprawnie i jedno naciśnięcie dozuje ilość produktu, który wystarcza na umycie całej buzi. Buteleczka jest prosta, minimalistyczna i to mi odpowiada. Wszystkie informacje, które chcę uzyskać o kosmetyku są wyraźnie zaznaczone na butelce. Sam żel ma kolor zielony. Z góry plus więcej za ten kolor, który wprost uwielbiam ^^. Zapach ma taki sam jak płyn micelarny z tej samej serii - przyjemny, dość intensywny, ale nie drażniący, trudny do zidentyfikowania. 


Żel ma świetne właściwości pieniące. To znacznie ułatwia mycie buzi i zwiększa jego wydajność. Należy jednak pamiętać, żeby pianę stworzyć już w dłoniach. Kosmetyk bardzo dobrze radzi sobie ze zmyciem podkładu. Po umyciu twarzy sprawdziłam to za pomocą czystego waciku z płynem micelarnym i nie pojawiły się na nim pozostałości podkładu, co jasno świadczy o tym, że żel wszystko zmywa. 
W składzie znajdują się składniki aktywne takie, jak zielona herbata i cynk, które są typowo przeznaczone właśnie do cery tłustej i mieszanej. Ekstrakt z zielonej herbaty zawiera sporo flawonoidów, które chronią skórę przed wolnymi rodnikami, a więc m.in. przed starzeniem się. Dodatkowo wykazuje działanie ściągające i stymuluje przepływ krwi. Duży plus za formułę antybakteryjną, która jest niezwykle ważna przy takim typie cery, bo przecież nie chcemy, by bakterie powodujące trądzik się namnażały!
Jak wspomniałam, żel dobrze spełnia swoją funkcję - myje, a skóra jest odświeżona i się nie błyszczy. Nie mogę jednak zgodzić się z twierdzeniem producenta, że żel ten nie powoduje uczucia ściągnięcia. Czuję ściągnięcie skóry, co jest dosyć typowym zjawiskiem dla tego typu kosmetyków. Poza tym żel ten zawiera przecież ekstrakt z zielonej herbaty i cynk o działaniu ściągającym, więc wydaje mi się, że to zupełnie naturalne, że takie uczucie występuje. 
Podsumowując - marka Dermedic wprowadziła na rynek dobry żel przeznaczony do cer tłustych i mieszanych. Nie przeszkadza mi uczucie ściągnięcia po jego zastosowaniu, bo zawsze stosuję kremy, które ten efekt niwelują. Ważniejsze jest to, że świetnie oczyszcza i odświeża skórę :).

Dajcie znać, czy znacie ten żel i jak się u Was sprawdził :)

niedziela, 1 marca 2015

Seboradin FitoCell - kuracja stymulująca odrost włosów z roślinnymi komórkami macierzystymi

Cześć dziewczyny!

Kurację FitoCell z komórkami macierzystymi miałam okazję stosować w okresie trudnym dla moich włosów. Pisząc trudnym, mam na myśli to, że włosy były przesuszone, pozbawione blasku i wypadały w znacznym stopniu. Dodatkowo były narażone na działanie czynników atmosferycznych ze względu na zimę za oknem.

Zestaw marki Seboradin, który stosowałam składa się z trzech elementów:
- szamponu,
- maski,
- serum

Wokół komórek macierzystych w ostatnim czasie jest sporo szumu. Jest to temat bardzo modny i wszyscy dookoła przekonują nas o ich zbawiennym wpływie. 

Czym są i jak działają komórki macierzyste?

Seboradin, FitoCell, roślinne komórki macierzyste, składniki aktywne, kuracja przeciw wypadaniu włosów

Komórki macierzyste to jedyny typ komórek w organizmie, który ma zdolność do odnawiania się. W kuracji Seboradin FitoCell zastosowane zostały innowacyjne, roślinne komórki macierzyste PhytoCell Malus Domestica, pochodzące z jabłoni szwajcarskiej. Badania naukowe potwierdziły, że bezpiecznie i pozytywnie wpływają na ludzkie komórki macierzyste, opóźniając procesy ich starzenia się. Wykorzystanie roślinnych komórek macierzystych w kuracji do włosów zapewnia, że włosy stają się gęste, grube, silne, odporne na uszkodzenia, szybciej rosną i są bardziej elastyczne.

SZAMPON
Preparat nowej generacji zawiera ekstrakt z roślinnych komórek macierzystych - stymuluje wzrost włosów, opóźnia proces ich starzenia. Biotyna hamuje wypadanie włosów i stymuluje odrost nowych. Oligoelementy z czerwonych alg zmniejszają łamliwość włosów, regenerują je. Ekstrakt z dzikiej róży, bogaty we flawonoidy i witamina A posiadają właściwości antyoksydacyjne - chronią przed szkodliwym działaniem czynników zewnętrznych. Obecne w morszczynie alginiany głęboko nawilżają, pomagają utrzymać odpowiedni poziom nawodnienia skóry głowy. Witamina E przyspiesza odrost włosów. Mentol odświeża skórę głowy. Dzięki stosowaniu pełnej kuracji włosy stają się zdrowsze, silniejsze, gęste, odporne na wypadanie i uszkodzenia.






Choć skład na pierwszy rzut oka może wydawać się długi, to przy dokładnym wczytaniu się i przeczytaniu powyższego opisu wiemy, że jest naszpikowany składnikami aktywnymi, które zaczynają się już na początku składu i ciągną się przez całą resztę. Szampon zawiera SLS, jednak w moim przypadku nie ma to znaczenia, ten składnik nie działa na mnie drażniąco. Na kartonowym opakowaniu, w którym znajduje się szampon znajduje się ostrzeżenie, że w składzie jest witamina A, która w szczególnych przypadkach może wywołać miejscowe podrażnienie przy bardzo wrażliwej skórze głowy. U mnie na szczęście nic takiego nie miało miejsca, zresztą nie spotkałam się z czymkolwiek, co by mnie uczulało. 
Jeśli chodzi o sam szampon, to jest on w plastikowej butelce o pojemności 200 ml, która jest zamykana na klik, jak możecie zobaczyć na zdjęciu wyżej. Butelka jest nieprzezroczysta. Produkt bardzo przyjemnie pachnie, zapach nie jest nachalny, ale wyczuwalny. Obawiałam się, że 200 ml szamponu na moje bardzo gęste włosy wystarczy na krótki okres czasu, jednak wcale tak się nie stało, ponieważ szampon ma bardzo dobre właściwości pieniące, więc wystarczy niewielka ilość, by dobrze umyć całą głowę. Bez problemu się go spłukuje, wyraźnie czuć, że włosy są świeże i oczyszczone. Wiadomo, że sam szampon nie zdziała cudów, jest elementem wspomagającym całą kurację. Nie plącze włosów.

MASKA
Preparat nowej generacji zawiera ekstrakt z roślinnych komórek macierzystych - stymuluje wzrost włosów, opóźnia proces ich starzenia. Korzeń chinowca wzmacnia włosy, zmniejsza utratę wody, hamuje wzmożone wypadanie włosów, jest źródłem inuliny - naturalnego prebiotyku, który utrzymuje prawidłową mikroflorę skóry głowy. Olej z orzecha brazylijskiego to doskonałe źródło witaminy F (NNKT, czyli Niezbędne Nienasycone Kwasy Tłuszczowe), tworzy barierę ochronną dla lipidów znajdujących się we włosach, działa naprawczo i odbudowująco. Proteiny mleczka jedwabiu poprawiają wygląd łodygi włosa. Olej arganowy odżywia i intensywnie regeneruje włosy, zmniejsza ich łamliwość i zapobiega rozdwajaniu końcówek. Ekstrakt z lukrecji dzięki obecności flawonoidów wykazuje silne działanie oksydacyjne, a dzięki zawartości gliceryzyny wpływa na utrzymanie odpowiedniego stopnia nawilżenia skóry głowy i włosów. Ekstrakt z nasturcji wzmacnia włosy, poprawia ich strukturę. Włosy nabierają blasku, zyskują zdrowy wygląd, łatwiej się rozczesują. Są bardziej gęste, mocniejsze i odporniejsze na uszkodzenia. Wypadanie włosów wyraźnie się zmniejsza.



Przyznam, że przyjemnie czyta się takie opisy. Przynajmniej ja wyobrażam sobie, jak te wszystkie składniki wpłyną na moje włosy :D. W przypadku maski jest podobnie, a roślinne komórki macierzyste znajdują się już na trzecim miejscu w składzie! Maska znajduje się w opakowaniu z miękkiego plastiku o pojemności 150 ml. Należy trzymać ją na włosach przez około 5 minut, a żeby wzmocnić efekt można ją stosować w formie kompresu podczas kąpieli lub w saunie. I tak też robiłam. Zazwyczaj włosy myję na końcu mojej kąpieli, jednak na czas testowania kuracji odwróciłam kolejność i włosy myłam na początku, by potem móc mieć maskę na włosach odpowiednią ilość czasu, a ciepła woda dodatkowo wspomagała jej działanie. 
Maska pachnie podobnie do szamponu, więc to była czysta przyjemność. W moim odczuciu włosy po spłukaniu były miękkie, a rozczesywanie nie stanowiło żadnego problemu. Maska również nie obciążyła włosów. 

SERUM
Dzięki zawartości roślinnych komórek macierzystych serum stymuluje wzrost włosów, opóźnia i niweluje starzenie się włosów poprzez ochronę komórek macierzystych znajdujących się w mieszkach włosowych. Witaminy z grupy B (B3, B6, biotyna) hamują wzmożone wypadanie włosów, pobudzają odrost nowych włosów, wpływają na prawidłowe funkcjonowanie skóry głowy. Ekstrakt z cykorii energetyzuje skórę głowy i włosy, chroni przed destrukcyjnym działaniem wolnych rodników, jest inhibitorem enzymu 5-alfa-reduktazy odpowiedzialnego za łysienie androgenowe. Ekstrakt z czerwonych alg dzięki wysokiej zawartości cynku, wapnia i magnezu nadaje siłę włosom, zapobiega ich łamliwości i wzmożonemu wypadaniu. Kompleks ochronno nawilżający oraz miód intensywnie nawilżają i regenerują skórę głowy i włosy. D-Panthenol nadaje elastyczność, objętość, zapobiega puszeniu się włosów. Włosy stają się silne i pełne blasku, bardziej odporne na uszkodzenia, zyskują zdrowy wygląd, łatwiej się rozczesują. Są bardziej gęste, mocniejsze i odporniejsze na uszkodzenia. Wypadanie włosów wyraźnie się zmniejsza. 




Po raz kolejny wczytując się w opis i skład widzimy mnóstwo składników aktywnych. W każdym z tych produktów są inne składniki aktywne. Bardzo duży plus za tak szeroki i bogaty wachlarz dobroczynnych składników!
Serum znajduje się w tubkach o pojemności 6 g. Całość jest osadzona w pudełku z otworami na te tubki. Przyznam, że opakowanie wygląda porządnie i ekskluzywnie, co też poniekąd działa na wyobrażenie konsumenta o działaniu danego kosmetyku. Zawartość tubek ma konsystencję płynno  - żelową, dlatego też po nałożeniu na włosy nie wpływa z głowy. Jedna tubka wystarcza na jedną aplikację, chociaż te 6 g to sporo jak na jedno użycie, dlatego też myślę, że jeśli ktoś ma mniej gęste włosy może pokusić się i stosowanie jeden tubki na dwa razy. Ja zużywałam jedną na raz, ponieważ mam bardzo gęste włosy, a poza tym lubię używać kosmetyków na bogato :). 
Serum nie obciąża włosów. Zalecane jest, by stosować je codziennie wieczorem i wykonać kilkuminutowy masaż, który polepszy ukrwienie głowy, a tym samym zwiększy wchłanianie składników aktywnych z serum. Na opakowaniu znajduje się informacja, że ze względu na dużą ilość składników aktywnych może pojawić się efekt obciążenia i usztywnienia włosów, jednak nie wpływa to negatywnie na skuteczność kuracji. Z tego względu zalecane jest umycie włosów rano. Jak już napisałam u mnie obciążenie włosów się nie pojawiło, więc ja rano włosów nie myłam. Serum stosowałam wieczorem na suche włosy. Zresztą nigdy rano włosów nie myję. Zazwyczaj wstaję o 5:40, więc gdybym chciała umyć włosy musiałabym wstać chyba o 4:30, bo przez to, że są tak gęste to same suszenie suszarką trwa około pół godziny! Niestety taka pora jest dla mnie nie do przejścia ;). 

EFEKTY

Stosując całą serię fundujemy sobie dosłownie bombę składników aktywnych. Po kuracji nie oczekiwałam zwiększenia gęstości włosów, bo już mam naturalnie bardzo gęste. Oczekiwałam zmniejszenia wypadania, ograniczenia łamliwości, zmiękczenia i blasku zdrowych włosów. 
Początkowo jednak zauważyłam, ku mojemu przerażeniu, zwiększenie ilości wypadający włosów. Nie wiem czy to wina warunków atmosferycznych, kiepskiej diety, czy czegoś innego, jednak ta prawidłowość korelowała ze stosowaniem kuracji. Jako że włosy na czas kuracji myłam na początku kąpieli, to po spłukaniu szamponu i maski dosłownie kąpałam się we włosach, a nie w wodzie. Musiałam łowić włosy, żeby móc normalnie kontynuować kąpiel, stąd wiem, że zaczęły mocniej wypadać. Na szczęście wraz z kontynuowaniem kuracji wypadanie unormowało się. Może był to efekt przeładowania składnikami aktywnymi? Ciężko ocenić, jednak ważne, że wypadanie powoli ustępowało. Muszę zaznaczyć, że w moim przypadku włosy nigdy nie przestaną całkowicie wypadać, bo mam tak gęste, że ich wypadanie jest całkiem naturalne, zawsze tak było i z pewnością zawsze tak będzie. Za to zauważyłam, że pojawiły się nowe baby hair :). Co prawda noszę grzywkę i normalnie nie są widoczne, to jednak pojawiły się w naturalnych zakolach, co świadczy o tym, że kuracja niesie za sobą pozytywny wpływ na włosy. Od zakończenia kuracji minął jakiś miesiąc i efekt ten się utrzymuje. Włosy nie wypadają bardziej, baby hair nadal są. Co jeszcze? Włosy przestały się łamać! Kiedy biorę do ręki kosmyk włosów, nie widzę rozdwojonych końcówek! Wow, naprawdę super. Przez to moje i tak gęste włosy dodatkowo się nie puszą.
Jeśli chcecie, to zajrzyjcie na stronę marki Seboradin, znajdziecie tam jeszcze więcej szczegółów dotyczących kuracji i produktów wchodzących w skład serii.


Stosowałyście nową kurację marki Seboradin? Jak radzicie sobie z wypadaniem włosów?

P.S. Widzę, że powstał post tasiemiec, ciekawe, kto dotarł do końca :)? Mam nadzieję, że zachęciłam Was do wypróbowania kuracji. Myślę, że warto na wiosnę zadbać o piękne włosy!