piątek, 28 listopada 2014

Wszyscy mają Instagram - mam i ja :)

Cześć dziewczyny ;)!

Na fb wspominałam Wam, że spełniłam jedno ze swoich obecnych marzeń - kupiłam telefon, w którym wreszcie będę miała dostęp do internetu :). W związku z tym postanowiłam iść z biegiem czasu i dołączyć do osób, które mają Instagram! Powiem szczerze, że kiedy pojawił się ten portal, to byłam sceptycznie do niego nastawiona. Teraz zmieniłam nastawienie, bo jest to fajny sposób na dzielenie się swoim światem z innymi, sposób na poznanie kogoś od bardziej prywatnej strony. Całkiem mnie to wciągnęło!

Także możecie mnie znaleźć pod nazwą lola ola 91, zapraszam do obserwowania :)




Koniecznie napiszcie w komentarzu swoje nicki, chętnie również Was zaobserwuję!
Do zobaczenia na Instagramie!

środa, 26 listopada 2014

Dzień Darmowej Dostawy - chciejlista

Cześć dziewczyny!

Coś czuję, że osiągnęłam nową jakość w tworzeniu grafik i w ogóle jeśli chodzi o estetyczną stronę bloga. Oczywiście nie żebym ja była tak utalentowana w grafice, znalazłam świetną stronkę, która wiele spraw ułatwia ;). Także poniższe dzieło to zasługa tejże stronki z bogatym wachlarzem narzędzi :). Jestem z siebie dumna :D.

2 grudnia to nie tylko cztery dni przed Mikołajem (choć to też okazja do prezentów), ale przede wszystkim w tym dniu jest Dzień Darmowej Dostawy, który jest okazją dla takich kometykoholiczek jak ja, by wyszaleć się w drogeriach internetowych. Okazja kusi bardzo, bo możemy sięgnąć po produkty, które stacjonarnie są niedostępne, a przy okazji nie musimy płacić za przesyłkę. Zawsze to jedna rzecz więcej w koszyku. Z tego dnia skorzystam i ja, na pewno. Myślę, że skupię się na kosmetykach marki Makeup Revolution, bo przyznam, że jest kilka perełek, które mam ochotę przetestować. Szczególnie, że moje pierwsze spotkanie z tymi kosmetykami zaowocowało chęcią na więcej.



Przede wszystkim dalej szukam bazy idealnej. Słyszałam, że ta z MUR świetnie podbija kolor cieni, mam nadzieję, że tym razem będzie to strzał w dziesiątkę i zakończę okres poszukiwania bazy odpowiedniej dla mnie. 
Cienie - folie wzbudzają mój zachwyt od dawna. Mienią się tak przepięknie, że nie mogę się doczekać, aż sama je wypróbuję! Już mam wizję makijaży z udziałem folii :). Najbardziej odpowiada mi ta w odcieniu Golden Rose.  
Do tej pory rozświetlacz w moim koszyku występuje w ilości sztuk 1. Tylko jeden! Te z MUR kuszą efektem tafli wody. Najbardziej podoba mi się odcień Peach Light.
Paletka Essential Matte tym razem nie będzie dla mnie, a dla mamy. Świetne maty w ładnej kolorystyce, myślę, że i ja skorzystam w paletki. Jestem ciekawa jakości, a z Iconic 3 jestem bardzo zadowolona i stanowi dla mnie bazę prawie każdego dziennego makijażu.
Cień Illuminate widziałam gdzieś ba blogu i wpadł mi w oko. Również błyszczy, a ze mnie taka sroka ;). Za cenę 5 zł żal nie wypróbować!

Na dzień dzisiejszy to wszystko, choć nie zaprzeczam, że zastanawiam się jeszcze nad woskami Yankee Candle. Dawno nie kupowałam, a w tym okresie mam ochotę zapalić coś w kominku :).

A czy Wy macie jakieś plany na drugiego grudnia?

środa, 19 listopada 2014

Golden Rose Vision Lipstic nr 110 - mój faworyt

Cześć dziewczyny!

Ja, jako nieanonimowa szminkoholiczka, przedstawiam Wam koleją szminkę, która przypadła mi do gustu bardziej niż bardzo :). Szminki kupuję nałogowo. W drogerii okazje się, że nie mam akurat takiego koloru/wykończenia/rodzaju. Po prostu u mnie nie ma stop. No ale każdy ma jakieś zboczenie :P. Tym razem na tapecie jest szminka Golden Rose Vision Lipstic. 

Muszę przyznać, że firma Golden Rose szaleje z nowościami wprowadzanymi na rynek. Nie mówię, że ta seria jest nowością, jednak jest stosunkowo nowa. Jak pracowałam, to stoisko Golden Rose było tuż obok mnie i właśnie w tamtym okresie nabyłam tę szminkę. No bo niby jak się pohamować? Tym bardziej, że w internecie naoglądałam się różnych kolorów tej szminki, a opinie były bardzo przychylne.


Jeśli o kolor chodzi, to gdy spojrzałam na wszystkie testery kompletnie nie wiedziałam, na co się zdecydować. Miałam sporo podobnych kolorów w swoich zbiorach, więc orzech do zgryzienia był ciężki. Generalnie poszukiwałam chłodnego odcienia. Cóż, chyba nie wyszło, bo wydaje mi się, że ten jest raczej ciepły (choć mogę się mylić, słabo odróżniam chłodne od ciepłych tonacji, poprawcie mnie jeśli się mylę ;)). Wybrałam kolor o numerze 110, bo po pół godzinnym zastanawianiu się (tak, wybór szminki to decyzja życia) uznałam, że takiego jeszcze nie mam!



Opakowanie jest całkiem klasyczne, czarne, ale ładnie wzbogacone o przezroczysty element, dzięki temu jest widoczny kolor. Moim zdaniem jest to praktyczne rozwiązanie szczególnie, gdy jesteśmy w posiadaniu więcej niż jednego koloru :). Do wysmarowania jest 4,2 g szminki. Zamknięcie jest na "klik" i całość jest dosyć solidna, nie sądzę, by szminka otworzyła się w torebce. 
Czym się tak zachwycam? Pigmentacją i formułą! Wystarczy jedno pociągnięcie szminki, a na ustach pozostaje mocny kolor. Jest to to, co lubię najbardziej. Pigmentacja jest naprawdę świetna. Jeśli chodzi o formułę, to zdecydowanie szminka należy do tych, które nie wysuszają ust. Producent podaje, że zawiera witaminę E, więc dodatkowo pielęgnuje usta. Nie twierdzę, że jakoś super je nawilży, ale też nie trzeba się obawiać o wysuszenie. Najlepiej mogłabym oddać moje wrażenie słowami, że nosi się ją komfortowo, myślę, że zawdzięcza to swojej kremowej konsystencji. 

 Zdjęcie w świetle sztucznym (z flashem)

Zdjęcie w świetle dziennym

Wytrzymuje na ustach bardzo długi czas. Długi to znaczy co najmniej 6-7 godzin, jeśli nic nie jadłam. Nawet po posiłku nadal jest w dobrym stanie. Trwałość jest jak najbardziej na plus! Z ust schodzi równomiernie. Po  paru godzinach noszenia nie muszę w popłochu szukać lusterka z obawą, że zaczęła brzydko się osadzać na linii warg.
Warto wspomnieć, że sama końcówka sztyftu jest szpiczasta, ale ścięcie pod skosem nie jest w linii prostej, tylko jest jakby zaokrąglone. Dzięki temu dopasowuje się do kształtu ust podczas nakładania.



Szminka jest zdecydowanie godna polecenia i dla szminkoholiczek takich jak ja, jest to pozycja obowiązkowa :)! W ofercie jest mnóstwo innych kolorów, konkretnie aż 25, więc każdy znajdzie coś dla siebie. Mnie osobiście intryguje jeszcze fiolet o numerze 124! Jest przepiękny i to będzie moja następna pozycja z tej serii :).

Cena: 10 zł

Dajcie znać, czy macie te pomadki i co o nich myślicie :)!

sobota, 15 listopada 2014

Co nowego? Rossmann, Diadem Cosmetics oraz Seboradin

Cześć dziewczyny!

W ostatnim czasie nazbierało się u mnie trochę nowych rzeczy, więc postanowiłam Wam je pokazać. Nie zabraknie zakupów z Rossmanna w ramach promocji 1+1, dodatkowo pokażę Wam paczuszki ze współprac z marką Seboradin oraz Diadem Cosmetics.


Jeśli chodzi o promocję 1+1, to w sumie dla mnie szału nie ma. To znaczy - nie potrafiłam znaleźć nic dla siebie :P. Tusz uzyskałam w gratisie, bo moja mama też sobie kupiła. To będzie moje drugie opakowanie, jest sprawdzony i jestem w niego zadowolona :).  Dziś również odwiedziłam Rossmanna u siebie na osiedlu, żeby zobaczyć, co jest. Nie chciałam wydawać pieniędzy za bardzo, ale jak zobaczyłam nowość Isany, krem do rąk z pompką z limitowanej edycji, to musiałam kupić i sprawdzić, szczególnie, że pojemność to aż 300 ml! Będzie stał na biurku zawsze pod ręką. Póki co mogę powiedzieć, że przepięknie pachnie!


Moje skórki są w tragicznym stanie. Są mocno przesuszone, co nie wygląda zbyt dobrze. Postanowiłam sprawdzić olejek do skórek Miss Sporty, który ma za zadanie głęboko je nawilżyć i wygładzić. Jako drugi produkt gratis dobrałam sobie eyeliner z Lovely. Stałam przed szafami i kompletnie nie wiedziałam, co mam wziąć! Stwierdziłam, że wypróbuję eyeliner w pędzelku. Oba zakupy były zupełnie przypadkowe i niekonsultowane z internetem. Po przyjściu od razu sprawdziłam olejek i eyeliner na wizażu i oba mają kiepskie recenzje. Heh, zobaczymy, jak sprawdzą się u mnie :).


Nawiązałam także współpracę z marką Diadem, która jest nietypowa. Nie chcę teraz wchodzić w szczegóły, ale będę miała swój udział w stworzeniu ebooka wydanego pod tą marką. Wybrałam sobie kilka kosmetyków ze sklepu online: podkład matujący, perły pudrowe, korektor maskujący, eyeliner we flamastrze oraz szminkę. Dzisiaj już zrobiłam pierwsze użycie tych kosmetyków i pewnie niektóre przybliżę Wam na blogu :).


Od jakiegoś czasu testuję kurację FitoCell marki Seboradin z roślinnymi komórkami macierzystymi. Zestaw, który otrzymałam to ten, który miałyście szansę wygrać w konkursie, który organizowałam. W zestaw wchodzi szampon, maska oraz serum. Ostatnio zmagam się z sporym wypadaniem włosów, mam nadzieję, że ta kuracja pomoże mi się uporać z tym problemem.

A co nowego u Was? Skusiłyście się na rossmannowską promocję 1+1? Ja przyznam szczerze, że o wiele bardziej czekam na promocję -40% w Naturze :)

środa, 12 listopada 2014

Rozgrzewający napój imbirowy na chłodne wieczory

Cześć!

Choć piękną mamy wiosnę tej jesieni, to wieczory są coraz chłodniejsze i z całą pewnością pogoda będzie się pogarszać, a temperatura pójdzie w dół. O ile za jesienią nie przepadam, to klimat w jesienny wieczór, kiedy nic nie muszę robić, w tle leci ulubiona muzyka, a w kominku pali się otulający zapach - uwielbiam. W ten klimat idealnie wtapia się gorący, rozgrzewający napój. I nie, tym razem nie będzie to czekolada :). 


Chcę się z Wami podzielić przepisem na napój imbirowy. Kto lubi imbir? Ja uwielbiam ten smak! Ten napój jest nie tylko pyszny, ale jest też receptą na przeziębienie i grypę. Wszystko za sprawką miodu, soku z cytryny, pomarańczy i... imbiru! Warto wspomnieć także o tym, że imbir łagodzi mdłości, zmniejsza bóle menstruacyjne, polepsza krążenie krwi, przez co zwiększa ukrwienie mózgu, a co za tym idzie, zwiększa się zdolność koncentracji. A więc na zdrowie :)!


Napój jest prosty w wykonaniu. Kawałek imbiru należy obrać ze skórki i zetrzeć na tarce na małych oczkach, tak, by powstała papka. Pamiętajcie, że imbir jest ostry, więc im więcej go dacie, tym bardziej ostry będzie napój. Wodę należy zagotować, dodać starty imbir i gotować go przez 10 minut. Po tym czasie napar odcedzamy. Dodajemy sok wyciśnięty z jednej pomarańczy i połówki cytryny. Dodajemy łyżkę miodu dla osłody. Napoju wychodzi na około 2 szklanki. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by składniki dowolnie zwiększać, w tym przepisie nic nie można zepsuć, więc śmiało można kombinować :).

Lubicie taki napoje? I imbir? A może macie swoje sposoby na zimowe wieczory :)? Chętnie je poznam :).

Życzę Wam miłego wieczoru i uciekam do swojej herbatki imbirowej :)

sobota, 8 listopada 2014

Stanowcze NIE dla bazy pod cienie e.l.f. Eyelid Primer

Cześć dziewczyny!

Choćbyśmy nie wiem, jak się starały, to zdarza się trafić na jakiś bubel. Używamy sporo kosmetyków i niestety nie wszystkie są trafione. Ja szczerze powiem, że praktycznie każdy kosmetyk przed kupnem sprawdzam w internecie - na wizażu i na blogach, przez co często udaje mi się uniknąć kosmetycznych niewypałów. Niestety tym razem mi się nie udało. 
Mam jakiegoś pecha do baz pod cienie. Po nieudanym starciu z bazą Hean Stay On, trafiłam na bazę e.l.f. która również okazała się nietrafionym wyborem. Jeśli chcecie się dowiedzieć dlaczego, zapraszam na dalszą część wpisu.


Baza znajduje się w takim opakowaniu, jak korektor pod oczy i również ma taki aplikator, podobny też do aplikatorów błyszczyków. Jest to wygodna forma, można nałożyć na powiekę od razu kosmetyk, bez ingerencji paluchów :). Konsystencja jest bardzo lekka, podczas wklepywania robi się bardzo wodnista, a po chwili zasycha na mat. Baza ma kolor jasnego beżu, który po wklepaniu jest właściwie niewidoczny, ale powieka ma ujednolicony kolor. 
Wyżej pisałam, że konsystencja jest lekka. Wiąże się to również z tym, że praktycznie nie trzyma się powieki. Mam na myśli to, że gdy nałożę bazę i otworzę oczy, to gdy znów je zamknę, wyraźnie widać, że baza zbiera się w załamaniu. Jak marnej jakości cień do powiek.


Zebranie się w załamaniu powieki jest dokuczliwe o tyle, że gdy nakładam na bazę cień, to kolor cienia jest wyraźnie podbity tam, gdzie zebrała się baza, co wygląda dosyć nieestetycznie na tle całej powieki. Baza nie utrudnia blendowania cieni, ani też nie ułatwia. Przechodząc do najważniejszego, czyli trwałości cieni, to kompletnie nie zaspokoiła mojego oczekiwania. Od bazy oczekuję tego, że jak nałożę cienie, to będą nie do zdarcia przez bite 12 godzin, a gdybym chciała się bawić na imprezie, to mają wytrzymać do rana albo i dłużej. Zbyt wygórowane? Wcale nie. Miałam taką bazę. Była to kaszmirowa baza z Dax Cosmetics i to właśnie do niej muszę pokornie wrócić. Zachciało mi się próbować tańszych, innych opcji, to mam ;). Dobra, podobna do tej z Daxa, była też baza z FM Group. 

Być może moje powieki są bardzo tłuste i dlatego ta baza nie daje rady. Cienie na niej wytrzymują około 8 godzin, mniej więcej po tym czasie kolory się z sobą mieszają, stają się jakby mokre (zapewne od sebum na powiekach), a wieczorem makijaż jest cały zebrany w załamaniu. Brrr... nie cierpię tego!

Na koniec chciałam dodać, że jestem już :). Dwa tygodnie mnie tutaj nie było, tęskniłam i brakowało mi pisania, ale miałam totalnie mało czasu! Teraz postanowiłam się bardziej zorganizować, więc będę już regularnie :)!