wtorek, 27 maja 2014

Face Of The Day, czyli dzisiejszy makijaż do pracy.

Cześć dziewczyny!

Wstałam dziś rześka, wypoczęta i pełna energii! Mając dwie godziny wolnego przed pojechaniem do pracy od razu wiedziałam, że coś zmaluję :). Początkowo planowałam wrzucić zdjęcie make up'u tylko na mój fanpage, ale w końcu zrobiłam kilka selfie (jak mi się to słówko podoba!) i takim sposobem zrodził się pomysł na post :).

Jak już wiecie, pokażę Wam mój makijaż do pracy. Wykonałam go szybko i z użyciem palety Sleek Original. Całość utrzymuje się w oliwkowo złotej kolorystyce, natomiast wewnętrzny kącik przyciemniałam grafitem.



Z pewnością wiecie, że lubię mocno podkreślone oczy i w zasadzie nigdy nie uświadczycie u mnie delikatnego make up'u. Muszę powiedzieć, że trafnie połączyłam kolory i czuję się bardzo dobrze, a spojrzenie jest wyraziste! 

Drugim punktem są usta. Użyłam bardzo delikatnego różu, który jest idealny na co dzień. Nie za bardzo stosuję się też do zasady, że mocne oczy = delikatne usta, ale akurat dzisiaj nie mogłam się powstrzymać przed nałożeniem typowo dziennego koloru. Może dlatego, że uwielbiam nowość Lovely, czyli matową kredkę do ust Color Wear. Mam odcień numer 3 i jestem bardzo zadowolona! O ile na zdjęciu poniżej kolor może wcale nie wydawać się delikatny, tak na zdjęciach całej twarzy zobaczycie jego prawdziwe oblicze.


No i rzut na całość :)



Zdecydowanie muszę poćwiczyć robienie selfie ;). No i zobaczcie tę kredkę Lovely! Kolor jest matowy, ale jego formuła zdecydowanie nie wysusza ust, przez co jest bardzo komfortowy w noszeniu. 

OCZY:
>> Sleek Original (Olive Green, Bronze, Cooper)
>> Paletka Hean, High Definition Lavender Glamour
>> Baza pod cienie Hean Stay On
>> Eyeliner Pierre Rene
>> Tusz do rzęs Paese, Adore Curly Lash Mascara

BRWI:
>> FM Group Make up, automatic brow pencil, kolor Auburn

TWARZ:
>> Paese, Ideal Matte, kolor Porcelana
>> Korektor mineralny Maybelline Pure Cover Mineral
>> Paese, puder matujący z dodatkiem olejku arganowego
>> Golden Rose, Terracotta Blush On, #08

USTA:
>> Lovely Color Wear Long Lasting Lipstic #3

wtorek, 20 maja 2014

Ziaja, Kozie Mleko, odżywczy i wygładzający krem do rąk.

Cześć dziewczyny!

Sama nie mogę uwierzyć w to, że nie było mnie tutaj ponad tydzień! Mam nadzieję, że jeszcze o mnie nie zapomniałyście ;). Wszystko przez to, że od piątku rozpoczęłam pracę, a w tamtym tygodniu miałam szkolenia. Mój obecny grafik jest tak ustawiony, że jestem w pracy codziennie, stąd nie mam czasu, albo siły na bloga, ale od czerwca będę miała lepsze godziny, więc będę pojawiać się regularnie :). A tak w ogóle, to pracuję w By Dziubeka. Znacie tę biżuterię? Jest taka piękna, że chyba zostawię tam pół swojej wypłaty :D

Przechodząc do dzisiejszej notki chcę Wam napisać o kremie do rąk Ziaja Kozie Mleko. Krem ma odżywiać i wygładzać, ma wspomóc paznokcie i jest przeznaczony do skóry suchej i skłonnej do zmarszczek.


Producent obiecuje nam niemalże cuda! 
>> Intensywnie nawilża, wygładza i uelastycznia skórę dłoni.
>> Likwiduje uczucie szorstkości.
>> Wzmacnia paznokcie zmniejszając ich skłonność do rozdwajania się i łamania.
>> Profilaktyka zmarszczek: kompleks składników koziego mleka, witaminy A i E, prowitamina B5 (d-panthenol).

Kremy do rąk schodzą u mnie jak świeże bułeczki. O ile kiedyś rzadko po nie sięgałam, tak od mniej więcej roku jest to podstawowy kosmetyk, który leży na biurku. Mam tendencje do bardzo suchej skóry, często czuję ściąganie dłoni z przesuszenia. Jedno, co na 100% mogę powiedzieć o Kozim Mleku Ziai to to, że w ogóle nie nawilża! Nic, a nic! Po chwili od posmarowania dłoni kremem, one znowu wołają pić! O ile jestem w stanie znieść to jakoś latem, tak zimą ten krem jest totalnym niewypałem. Jest jeszcze jedno, co mogę na 100% powiedzieć o tym kremie, tym razem pozytywnie - jeszcze nigdy po zastosowaniu kremu nie miałam tak gładkich dłoni :). Tutaj producent nie minął się z prawdą, dłonie są rewelacyjnie gładkie, ale mimo wszystko to nie jest to czego ja wymagam od kremu.


Krem cudownie pachnie, taką świeżością. O ile pamiętam cała seria kosmetyków Kozie Mleko charakteryzuje się tym samym, przyjemnym zapachem. Opinii o tym kremie nie ratuje nawet to, że szybko się wchłania, dłonie nie są tłuste, są takie, jakby w ogóle nie były niczym smarowane, tyle, że dodatkowo są gładkie. Wiem, że jest wiele zwolenniczek tego kremu, ale niestety na moje potrzeby jest zbyt słaby.


poniedziałek, 12 maja 2014

Makijaż krok po kroku: Multikolorowo z paletką Sleek Brights

Cześć dziewczyny :)

Przygotowałam dla Was tutorial do baaardzo kolorowego makijażu :). Uwielbiam takie, dobrze się w nich czuję, więc nawet na co dzień bym tak wyszła, tyle, że nie do pracy ;). Kolory są soczyste, letnie, piękne! 
Zainspirował mnie cudowny makijaż Justyny K. A mój wytwór jest ze specjalną dedykacją dla B. :*
Zaczynamy!

makijaż krok po kroku, kolorowy, Sleek

1. Na całą ruchomą powiekę nakładam kredkę w kolorze nude (Essence Big Bright Eyes, o której niedawno pisałam).

2. Dolną powiekę również zaznaczam kredką, natomiast kredkę na górnej powiece rozcieram palcem, skupiając się bardziej na roztarciu granic. Kredka ta posłuży jako baza pod cienie, a najbardziej zależy mi na podbiciu kolorów, które będę nakładać.


3. W wewnętrznym kąciku nakładam żółty, matowy cień (Sleek V1 Brights, Bammi). Zaznaczam nim też wewnętrzny kącik i kawałek dolnej powieki. Cień wklepuję płaskim pędzelkiem (na razie nic nie rozcieram).

4. Obok żółtego cienia nakładam pomarańcz (Sleek V1 Brights, Strike). Cień nakładam również wklepując go w powiekę, nie przejmuję się póki co rozcieraniem granic.


5. Na cały zewnętrzny kącik oka, obok pomarańczu nakładam różowy, neonowy cień (Sleek V1 Brights, Pout). Cień nakładam minimalnie ponad załamanie powieki.

6. Za pomocą pędzelka do rozcierania cieni w kształcie kulki rozcieram górną granicę cieni. Robię to po prostu przesuwając po górnej granicy w prawo i lewo, pędzelek robi robotę i rozciera cienie :). Na ten sam pędzelek biorę minimalną ilość białego cienia (Sleek V1 Brights, Powi) i rozcieram. Dzięki temu kolorowe cienie będą idealnie przechodzić w kolor skóry. Rozcieram też granice pomiędzy poszczególnymi kolorami, aby przejścia były płynne.


7. Czas na dolną powiekę! Obok żółtego cienia nakładam jasną zieleń (Sleek V1 Brights, Cricket). Cień nakłądam tak, by pokrył białą kredkę.

8. Resztę pokrywam ciemniejszą zielenią (Sleek V1 Brights, Dragon Fly).


9. Biorę na pędzel trochę niebieskiego cienia i aplikuję go w samym zewnętrznym kąciku dolnej powieki (Sleek V1 Brights, Bolt). Następnie przy pomocy pędzelka do rozcierania i białego cienia przejeżdżam po granicy cieni rozcierając ją.

10. Maluję neonową kreskę eyelinerem (Bell Deep Colour)


11. Górne rzęsy maluję czarnym tuszem, natomiast dolne turkusowym (Paese, Adore Curly Lash Mascara, Essence Colour Flash #04). Linię wodną maluję zieloną kredką, a na wewnętrznej części linii wodnej nakładam żółty cień.


I dwie wersje kolorystyczne ust - nude (Catrice, Ultimate Colour, Be Natural! #010) oraz mocno nasycone różowe (Golden Rose, Velvet Matte #04) :). Mi osobiście bardziej podoba się wersja z różowymi ustami, jak na bogato, to na bogato :D. 

A Wam która wersja kolorystyczna bardziej przypadła do gustu? Lubicie kolorowe makijaże :)?

sobota, 10 maja 2014

Urządzenie do pielęgnacji twarzy z Biedronki

Cześć!

Tego zdecydowanie w planach nie miałam, jednak kuszona zewsząd nową gazetką z Biedronki zdecydowałam się dzisiaj pójść i nabyć to cudo. Mowa o urządzeniu do pielęgnacji twarzy z Biedronki, które kosztuje jedyne 19,99 zł. Warto spróbować, prawda?

masażer twarzy z Biedronki, urządzenie do pielęgnacji twarzy z Biedronki, Biedronka

Doskonałe do oczyszczania i masażu twarzy oraz złuszczania naskórka. 2 prędkości obrotowe. 
W zestawie:
>> nasadka masująca
>> nasadka lateksowa
>> nasadka z gąbką
>> nasadka szczotkowa
W praktycznym etui - idealne w podróży.


Kupiłam to szczególnie zachęcona wizją siebie masującą i czyszczącą sobie twarz szczotką. Miałam kiedyś taką manualną i podobał mi się ten sposób mycia twarzy.
Zestaw znajduje się w różowym etui, ależ to kobiece :). Wszystko zgrabnie wygląda i jest poręczne, faktycznie idealne na podróż, ale też zapobiega problemom w przechowywaniu. Przyjrzyjmy się bliżej.




Sam masażer bardzo dobrze leży w dłoni, jest poręczny i muszę przyznać, że jak na taką cenę jest bardzo dobrze wykonany. Nie mam wrażenia, że zaraz wszystko mi się w rękach rozleci :). Mamy do wyboru dwie prędkości działania. Ja używałam go wczoraj na tej najwyższej prędkości i właśnie tą uważam za odpowiednią dla siebie. Plus za to, że do zestawu są dołączone baterie.


Jeśli chodzi o nakładki, to są cztery: szczotka, masująca, gąbka i lateksowa. Miałam obawy co do tego, że szczotka ma zbyt delikatne włosie, ale po zabiegu złuszczającym, jaki nią wykonałam uważam, że włosie jest dla mnie akurat, a dla tych z Was, które mają wrażliwą cerę bardzo, może być zbyt ostre. Jednak bez przesady, proponuję sprawdzić na sobie :). Moja buzia po masażu tą nasadką jest bardzo mięciutka! Na pewno mikrokrążenie krwi jest polepszone.
Edit: po nałożeniu podkładu zauważyłam, że suche skórki, które mi towarzyszyły przez ostatnie parę dni w miejscu po zaskórnikach - zniknęły :)!

Nasadka masująca przypomina mi piłeczki ping pongowe, bo wydają odgłos przy masażu, jakby takie piłeczki się o siebie ocierały :). Masaż tą nasadką jest dla mnie delikatny i bardzo przyjemny. Wolę robić go na suchej skórze, niż na mokrej. Taka relaksująca czynność :).

Gąbeczkę lateksową używałam na moim M. i zastosowałam ją do wmasowania kremu do twarzy :). Gąbeczka ta zastępuje własne palce, jednak czynność wsmarowania kosmetyku potrwa dłużej. No ale łączy się to z dodatkowym masażem :).

Ostatniej nasadki nie używałam jeszcze. Gdzieś w filmiku widziałam, że służy do rozprowadzania podkładu, ale osobiście nie potrafię sobie tego wyobrazić :D. Może kiedyś spróbuję :). 

Moim zdaniem to bardzo fajne urządzenie i warto spróbować wydając przy tym niewiele pieniędzy :). Ta notka powstała na podstawie mojego pierwszego wrażenia. Mojemu M. też się podobało i już chce, żebym wieczorem wypróbowała na nim tę szczotkę :D

czwartek, 8 maja 2014

Kredka do oczu Big Bright Eyes od Essence

Cześć :)!

Dzisiaj chcę Wam pokazać nowość marki Essence :). Wspominałam już, że bardzo lubię tę firmę? Kiedy widziałam, jakie nowości szykuje na wiosnę, to wiedziałam od razu, że kredka jumbo Big Bright Eyes po prostu musi być moja!
Dotychczas miałam tylko jedną białą kredkę z Sephory, a na dodatek była na wykończeniu, była już taka malutka, że nie można było jej temperować. Nie wspominając o znalezieniu jej w koszyku z kosmetykami :D. Zaznaczenie linii wodnej oka nie jest punktem obowiązkowym w moim makijażu, czasami się na to decyduję :).

rozświetlenie linii wodnej oka, baza pod cienie do powiek

Poza tym, rzadko sięgałam po białą kredkę, ponieważ w moim odczuciu biały zbyt mocno i nienaturalnie wyglądał na linii wodnej. Bardzo spodobało mi się to, że kredka Essence jest w kolorze nude przez co wygląda dużo bardziej naturalnie.

Firma Essence wpuściła do szaf trzy wersje tej kredki: całkowicie matową kredkę nude - highlight it... nude (ja ją właśnie mam), perłową - highlight it... pearly i z brokatowymi drobinkami - highlight it... funky. Wybrałam kredkę bez żadnych dodatków ze względu na uniwersalność użycia :).


Nigdy nie miałam do czynienia z kredką, która była by tak miękka. Po prostu sunie jak masełko, co bardzo mi się podoba. Moja poprzednia z Sephory byla twarda i niezbyt przyjemnie nakładało się ją na linię wodną. Można by pomyśleć, że skoro jest tak miękka, to będzie mniej trwała. Nic z tego, co przyznam, że było przyjemnym zaskoczeniem dla mnie. Otóż kredka utrzymuje się na linii wodnej oka, uwaga!, cały dzień! Nie spotkałam się z tak dobrą trwałością kredki tym bardziej, że ta strefa oka jest narażona na łzy i szybkie znikanie. Same zobaczcie - wygląda intensywnie, ale naturalnie. To zdjęcie jest zrobione zaraz po skończeniu makijażu, ale uwierzcie na słowo, że wieczorem kredka nawet nie straciła na intensywności!


Jak już wspomniałam kredka ma beżowo cielisty, kremowy kolor, co bardzo mi odpowiada. Dodatkowo pomalowana nią powierzchnia nie jest typowo matowa, ale lekko błyszcząca i lepka co stanowi świetną bazę pod brokat. Drobinki będą przyczepione do kredki i nic się nie osypie, a jasny kolor kredki dodatkowo uwydatni połyskujące drobiny brokatu.


Brokat 3D Glitter Nails

Kredka świetnie sprawdza się jako baza pod cienie, szczególnie te jasne, pastelowe i matowe kolory. W makijażu powyżej kredka została również użyta pod jasno różowy cień, co pięknie wydobyło kolor! Taka baza nie tylko uwydatnia kolor, ale także przedłuża trwałość cienia. Poniżej użyłam kredki na dolną powiekę. Metaliczny niebieski dzień zyskał na intensywności, a także ujawnił odcień jasny, którego nie uzyskałabym bez tej kredki! Dla mnie rewelacja :).

makijaż, niebieski, kreska eyelinerem

Macie tę kredkę? Jeśli nie, to gorąco polecam! Jest taniutka, płaciłam za nią chyba 8 zł w Naturze. Kilka dni temu skończyła się promocja na kolorówkę, więc mogłyście ją złapać o 40% taniej :). Jest bardzo wielofunkcyjna, więc jeśli nie macie jeszcze, to kupujcie, bo zmieni oblicze cieni do powiek i zaskoczy trwałością :).



niedziela, 4 maja 2014

Wibo Spicy Lip Gloss, czy rzeczywiście powiększy Twoje usta?

Cześć!

W moim zbiorze kosmetyków do ust zdecydowanie przeważają szminki i pomadki. Jakoś nie ciągnie mnie do błyszczyków ze względu na mniejszą trwałość, ale jakiś czas temu skusiłam się na błyszczyk do ust Wibo Spicy Lip Gloss. Na pewno nie zwróciłabym na niego uwagi, gdybym nie zobaczyła, że pisała o nich pozytywnie Kosmetyczna Hedonistka. 


Opakowanie kusi stwierdzeniem, że błyszczyk powiększy nasze usta i będą niczym z reklamy kosmetyków. Zdecydowanie mogę stwierdzić, że to tylko chwyt marketingowy i nie należy temu wierzyć. No ale ja kompletnie nie oczekiwałam powiększenia ust! Zresztą, czy błyszczyk jest w stanie to w ogóle zrobić? 


Wybrałam dla siebie błyszczyk z numerem 19 - jest to codzienny lekki róż. Zawiera także ekstrakt z papryczki chili i właśnie to ma odpowiadać za uwydatnienie ust. Jak wspomniałam, moje usta pozostały tej samej wielkości, ale czuć pieczenie, które początkowo może być nawet mocne. Mi to nie przeszkadza, jest wręcz przyjemnym dodatkiem, ale dla zbyt wrażliwych osób może być to drażniące.


Błyszczyk ma tradycyjny aplikator w postaci gąbeczki i zawiera tylko 3 ml produktu. Jest to dosyć mała pojemność i po kilku dniach codziennego używania widać spore ubytki, jest mało wydajny. 


Błyszczyk nie jest kryjący, więc nakładając go na usta nie można spodziewać się, że uzyska się kolor taki jak w opakowaniu. Jest półtransparentny i zawiera sporo rozświetlających drobinek. Na szczęście drobinki te nie migrują po całej twarzy ani też nie drażnią ust. Efekt błyszczyka jest bardzo fajny, bo daje wrażenie mokrych ust, dobrze sprawdzi się także nałożony na pomadkę. Zauważyłam, że błyszczyk nie lepi się, nie skleja ust, co na pewno jest ważne dla większości z Was (ja lubię takie klejuchy nawet ;)). 

Jak na błyszczyk trzyma się całkiem nieźle, po 3,5 godzinach nadal jest na ustach, ale nie w takiej formie jak zaraz po nałożeniu. Z czasem błyszczyk przechodzi do takiej postaci jak balsam nawilżający do ust - zostaje na ustach miękka powłoka dająca wrażenie nawilżenia :).



Usta wyglądają świeżo, a naturalny koloryt jest lekko podkreślony, idealnie na co dzień ;). Mała pojemność błyszczyka nie jest problemem, bo jest naprawdę tani, więc można próbować wiele kolorów :).

Jak wiecie, jutro zaczyna się promocja -49% na kosmetyki do ust w Rossmannie, więc ten błyszczyk będzie można zdobyć już za 4 zł z kilkoma groszami. Ja zamierzam kupić jeszcze dwa kolory - na pewno półtransparentną czerwień i... jeszcze nie wiem :). I na pewno wypróbuję też nowe kredki do ust z Lovely :).

A czy Wy lubicie błyszczyki? Jakie są Wasze faworyty?


czwartek, 1 maja 2014

Idealna kreska w pięciu krokach!

Cześć :)!

Nie wyobrażam sobie makijażu bez kreski. Stanowi ona po prostu nieodłączną część każdego mojego makijażu. Bez niej czuję się łyso i bez wyrazu. Oczywiście tak nie było zawsze, ponieważ moja przygoda z eyelinerami zaczęła się stosunkowo późno. Pierwszy tego typu kosmetyk kupiłam po pierwszym roku studiów (teraz jestem po licencjacie) i zaczęłam poczyniać nieśmiałe kroki w kierunku namalowania mojej idealnej kreski. Początkowo nosiłam ją tylko wtedy, kiedy nie musiałam pokazywać się znajomym, miałam wrażenie, że z czarnymi krechami rzucam się w oczy i wyglądam niezbyt dobrze. Ale wciąż ćwiczyłam jej malowanie, aż w końcu pokochałam taki makijaż całą sobą i do dziś jest to stały element makijażu :).

Moje pierwsze kroki stawiałam z żelowym eyelinerem i skośnym pędzelkiem i tak już mi zostało do dziś - jest to sposób, który jest dla mnie najłatwiejszy. Próbowałam eyelinera w pędzelku i takiego, który jest zakończony spiczastą gąbeczką, ale to nie było to, nie radziłam sobie z malowaniem tzw. jaskółki.

Dziś pokażę Wam mój sposób na kreskę. Nie uważam się za żadną mistrzynię w tym, bo często popełniam błędy, długo nie potrafiłam namalować jaskółek pod tym samym kątem na obu okach, ale całkiem niedawno pojęłam w czym tkwił mój błąd! Zaznaczam też, że wcale nie musicie być z natury precyzyjne, żeby namalować ładną kreskę, bo ja z precyzją mam mało wspólnego :P. 

Moim pierwszym żelowym eyelinerem był eyeliner z Essence, ostatnio używam eyelinera Pierre Rene, a ten tutorial został wykonany eyelinerem Maybelline, który kupiłam kilka dni temu na promocji -49% w Rossmannie.


1. Kreskę zawsze maluję na odpowiednio przygotowanej powiecie, tzn. nie noszę jej nigdy solo, tylko na cieniach. Jeżeli nie używacie cieni na co dzień, to przygotujcie powiekę nakładając puder, albo cielisty cień do powiek. To zminimalizuje ryzyko odpicia się eyelinera na górnej części powieki.


2. Malowanie zaczynam od nałożenia eyelinera wzdłuż linii rzęs, robię to też od środka powieki do zewnętrznej strony. Dzięki temu nawet jeśli nie wyjdzie to do końca równo, to wyrównacie to przy okazji malowania jaskółki.


3. Następnie wypełniam wewnętrzną część oka przy linii rzęs i dodatkowo przejeżdżam pędzelkiem po całości kreski niwelując ewentualne krzywizny.


4. Teraz następuje część sprawiająca najwięcej problemów, czyli malowanie jaskółki. Jeżeli posiadacie skośny pędzelek to macie ułatwienie: namaczamy pędzelek w eyelinerze i przykładamy końcówkę prostopadle do skóry i dzięki temu prosta kreska zrobi się sama, pędzelek po prostu się odbije. Możemy przedłużyć dowolnie tę linię. Bardzo ważne! Robimy to ZAWSZE na otwartym oku! To był właśnie mój błąd, który dłuuuugo popełniałam - malowałam na przymkniętym oku i fundowałam sobie krzywe zakończenia ;). Malując na otwartym oku widzimy dokładnie załamanie powieki i linię możemy poprowadzić tak, jak chcemy, a nie po omacku. Kolejną ważną rzeczą jest to, by linia stanowiąca bazę jaskółki była jakby przedłużeniem linii wodnej. To sprawi, że oko będzie jakby wyciągnięte do góry i na zewnątrz, będzie ładnie wymodelowane. Ja zawsze staram się ją prowadzić w kierunku zakończenia brwi, by całość wyglądała harmonijnie. 


5. Końcówkę linii z kroku 4. łączymy z kreską, którą malowałyśmy wzdłuż linii rzęs. Tworzy się wtedy szpic, który wystarczy wypełnić w środku...


6. ... wypełniamy, wyrównujemy ewentualne nierówności i voila! Kreska gotowa.

W kreskach super jest to, że same w sobie mogą tworzyć makijaż oka. Wiem, że dla wielu osób kreska stanowi wyzwanie, ale obiecuję Wam, że jeśli będziecie ćwiczyć, to w końcu uda Wam się to robić perfekcyjnie. W końcu nie bez podstaw mówi się, że ćwiczenie czyni mistrza ;).

Dajcie znać, jakie Wy macie sposoby na kreskę i czym je lubicie malować :)!