piątek, 31 stycznia 2014

8 aplikacji na smartphona, które ułatwiają mi życie

Cześć!

Około roku temu zmieniłam swój stary, poczciwy, zwykły telefonik na wymarzonego smartphone'a. Od razu wpadłam w szał instalowania aplikacji, ale czas zweryfikował, które rzeczywiście są przydatne. Mój telefon ma system Android i sklep Play daje możliwość wyboru w tysiącach aplikacji! Poniżej pokażę Wam osiem z nich, które uważam, że są bardzo przydatne i nawet ułatwiają codzienne życie :). Cztery z nich należą do tzw. fit-aplikacji. Co sprawia, że decyduję się na daną aplikację? Bardzo ważny jest dla mnie czytelny, prosty interfejs. Tak, minimalistka ze mnie :).



Runtastic jest alternatywą dla Endomondo, która bardziej przypadła mi do gustu niż słynne Endo. Ja tego programu używam tylko do biegania, ewentualnie do rowerku w domu, ale jest też mnóstwo innych sportów do wyboru. Aplikacja liczy czas, przebyte kilometry, średnie tempo oraz ilość spalonych kalorii. Kiedy bieg jest zakończony mamy wgląd do informacji o maksymalnym tempie oraz różnicach w wysokości, jakie pokonaliśmy. Dzięki GPS zaznacza trasę biegu, nie zdarzyło się, albo lokalizacja została zgubiona. Kiedy biegnę, damski głos informuje mnie, kiedy przebiegłam kilometr, ile w tym czasie spaliłam kalorii i ile czasu mi to zajęło. Na stronie runtastic.com mam założone swoje konto i zaraz jak po bieganiu wracam do domu, telefon łączy się za pomocą wifi z kontem i przesyła wszystkie informacje o treningu. Na koncie mam kalendarz, gdzie zaznaczają się poszczególne treningi, mnóstwo podsumowań i statystyk. Program jest przejrzysty i łatwy w obsłudze, polecam!

Libra to program, który pozwala kontrolować masę ciała. Można codziennie wprowadzać swoją wagę, a aplikacja umieszcza dane na przyjaznym dla oka wykresie. Ale to nie wszystko - kiedy ustawimy sobie swój cel, w moim przypadku 55 kg, aplikacja na podstawie danych, tempa chudnięcia obliczy, kiedy osiągniemy swój cel. Na bieżąco jest także obliczane nasze BMI. Są dostępne także statystyki, w których widzimy, ile kilogramów chudniemy oraz ile kcal tracimy w tydzień, 15 dni, miesiąc, 3 miesiące, pół roku i rok. Na ekran można dodać widget, co ułatwia wprowadzania wagi do bazy danych, a dodatkowo widzimy na nim ostatnią naszą aktualizację.

Money Zoom to aplikacja, która pomoże zapanować nad naszymi wydatkami! Jest to aplikacja, której używam najkrócej, ale bardzo mi się spodobała, dzięki czytelnemu interfejsowi. Aplikacja zestawia przychody i wydatki. Ustalamy, ile pieniążków wpływa miesięcznie na konto, limit wydatków, którego nie możemy przekroczyć, a program przelicza ile pieniędzy pozostało na wydanie. Potem w ciągu miesiąca dodajemy nasze wydatki, których wprowadzanie ułatwia mnóstwo kategorii, np. dom, zdrowie, auto, zakupy, czy rozrywka. Dzięki temu, że wydatki można także otagować, pod koniec miesiąca doskonale będzie widoczne na co wydajemy pieniądze i całkiem możliwe, że będzie to jak kubeł zimnej wody, kiedy aplikacja podliczy mi, ile wydaję na totalne, niepotrzebne bzdury!

ING Mobile, to świetna rzecz. Bez potrzeby logowania się na konto przez komputer, mam dostęp do konta, szybko sprawdzam jego stan, mogę robić przelewy i rzucić okiem na konto oszczędnościowe. Aplikacja jest dostępna jako widget na pulpicie, ale bez obaw - nikt nie będzie wiedział, ile kasy mamy na koncie! Na pulpicie widzimy tylko takie coś:


W zależności od tego, jaki przychód sobie ustaliliśmy, to w miarę ubywania pieniędzy, ubywa też tych pomarańczowych prostokącików. Orientacyjnie zawsze wiemy, ile mamy na koncie.

Woman Log to nic innego, jak kalendarzyk cyklu miesiączkowego. Kalendarz prognozuje dni płodne. Wprowadzamy dane o menstruacji i kalendarz pokazuje, kiedy powinna pojawić się następna miesiączka. Po kliknięciu na dany dzień, możemy zaznaczyć, jakie w danym dniu odczuwamy symptomy (nadwrażliwość piersi, senność, apetyt, biegunka, ból głowy, ból w jamie brzusznej i inne, oraz określić intensywność objawów), możemy zaznaczyć, jeśli przyjmujemy tabletki antykoncepcyjne, określić nastrój, wagę, a nawet zaznaczyć, jeśli w danym dniu uprawia się seks :P. Dodatkowo, jeśli miesiączki są nieregularne, to aplikacja bierze to pod uwagę i szacuje, ile będzie trwał następny cykl. Dzień przed okresem pojawia się powiadomienie, że jutro zaczyna się cykl :).

Tabela kalorii to spis produktów spożywczych z podaną kalorycznością, zawartością białka, tłuszczy i węglowodanów. Na górze ekranu jest wyszukiwarka, która ułatwia szukanie. Baza produktów jest dosyć rozbudowana, moim zdaniem warto mieć taką aplikację pod ręką. 

Dziennik posiłków to chyba moja najbardziej ulubiona i przydatna aplikacja podczas odchudzania. Szczególnie, jeśli mamy bzika na punkcie liczenia kalorii! Ja sobie wszystko sprawdzałam, chciałam wiedzieć, czy zgadza się kaloryczność. Największym atutem jest to, że można dodawać własne produkty spożywcze, nie ogranicza nas tylko wbudowana baza danych. Program jest bardzo czytelny. Po otwarciu aplikacji widzimy menu, gdzie możemy wybrać produkty, jadłospis, opcję "dodaj produkt", statystyki oraz zapotrzebowanie. No właśnie, aplikacja oblicza nasze zapotrzebowanie dzienne na poszczególne składniki odżywcze, a po wprowadzeniu produktów zjedzonych w danym dniu, możemy porównać, czy nasza dieta przekracza dzienne zapotrzebowanie, czy udaje nam się go nie przekroczyć. Bardzo przydatne! 

Latarka to taki gadżet, ale przydatny, miałam okazję kilka razy korzystać w ciemnej uliczce, szukając czegoś pod meblami, a nawet do... oglądania zębów, haha :D Latarka daje zimne, ledowe światło.

Jakie są Wasze ulubione aplikacje? Możecie mi coś polecić :)?

środa, 29 stycznia 2014

Zestaw 19. pędzli z LancrOne - czy warto?

Cześć!

Kiedy parę lat temu zachłysnęłam się światem makijażu, a filmiki na You Tube pochłaniałam jeden po drugim, szybko zrozumiałam, że muszę mieć pędzle, żeby ćwiczyć, ćwiczyć i ćwiczyć. Długo się zastanawiałam na co postawić, szukałam głównie na allegro. Trafiłam na firmę LancrOne, która miała w sprzedaży pędzle pojedyncze oraz całe zestawy pędzli. W końcu się namyśliłam i na swoje chyba 20. urodziny dostałam zestaw 19 pędzli tej firmy. Zestaw użytkuję już 3 lata. Jesteście ciekawe, czy się sprawdził?



Jak wspomniałam już cały zestaw składa się z 19 pędzli, które nie mają swoich numerków. Znajdują się w nim pędzle do twarzy, oczu oraz ust.  Włosie jest naturalne, wykonane z wiewiórki i sobola. Tylko jeden pędzelek (żółty) ma włosie syntetyczne. Całość jest w etui wykonanym z miękkiej skórki. Jak zobaczycie na zdjęciach etui jest trochę sfatygowane po 3 latach użytkowania i w niektórych miejscach po prostu nie da się go doczyścić. Mimo wszystko całość się trzyma i nic się nie rozpadło podczas tylu lat używania :).


Ktoś może powiedzieć, że po co aż 19 pędzli osobie początkującej. Może i fakt, ale ja chciałam mieć od razu pędzle wszystkiego rodzaju. Być może, gdybym miała podejmować decyzję teraz, to kompletowałabym je pojedynczo. Ale dzięki temu, że od razu miałam zestaw wiem, które pędzle są mi niezbędne i dokupuję sobie pędzelki Hakuro. Przyjrzyjmy się bliżej pędzlom:

Pędzle do twarzy:


LancrOne umieściło w zestawie cztery pędzle do twarzy: pędzel do omiatania twarzy, pudru, różu i bronzera/rozświetlacza.


Pędzel do omiatania twarzy - Jak najbardziej używam tego pędzla, jak sama nazwa wskazuje - omiata się nim twarz (:D). Szczególnie mam na myśli sytuację, kiedy jakiś cień się osypie albo po prostu są na twarzy przypadkiem jakieś niechciane paprochy.


Pędzel do pudru - w zasadzie od początku wylatywały z niego włoski, które czasem zostawały na twarzy. Szczególnie podczas mycia wylatywały włoski. Generalnie pędzel jest miękki, dosyć duży, więc łatwo szybko nałożyć nim puder na twarz. Niedawno skuwka odpadła od trzonka, ale jakoś przymocowałam i póki co się trzyma. 


Pędzel do rozświetlacza/bronzera - ja przez większość czasu nakładałam nim rozświetlacz, teraz nakładam także bronzer. Pędzel jest puszysty, nie traci włosków, jest dosyć zgrabny i ładnie nakłada kosmetyki.


Pędzel do różu - miękki, chociaż włosie jest trochę rozlazłe i potrafi nakładać róż w postaci plamy, nie tak, jakbym chciała. Wysoce prawdopodobne jest też to, że po prostu ja robię to nieumiejętnie. Nie mam porównania z innymi pędzlami do różu.

Pędzle do oczu:


Pędzel do korektora - włosie jest syntetyczne i podczas użytkowania ani razu nie zgubił ani jednego włoska. Włosie jest sztywne i ładnie rozprowadza korektor. Od pewnego czasu do korektora używam palców, jednak jeśli maluję kogoś, to zawsze z użyciem tego właśnie pędzla.


Pędzel do blendowania - przez 3 lata do rozcierania używałam tego pędzla. Włoskie ma trochę sztywne, przez co dobrze rozciera granice, jednak ciężko nim zrobić mgiełkę koloru. Końcówka pędzla ma dużą powierzchnię, pędzel nie jest zwężany w stożek. Podczas mycia niestety jego włoski się łamią, jednak nigdy nie pozostawiał mi włosków na oku.


Dwa skośnie ścięte pędzelki różnej wielkości. Ja zazwyczaj używam tego większego do zewnętrznego kącika oka, by stworzyć kontur makijażu. Miękkie, włoskie nie wypada.


Pięć pędzelków języczkowych różnej wielkości do nakładania cieni. Użycie zależne od tego, jaką część powieki chce się pokryć. Wszystkie są mięciutkie, włosie nie wypada. Największego z nich zazwyczaj używam do nakładania pudru na korektor pod oczami.


Z lewej: krótki, prosto ścięty pędzelek. Do zadań specjalnych :). Włosie jest sztywne. Zazwyczaj zaznaczam nim dolną powiekę, albo rozcieram kreski.
Z prawej: malutki, precyzyjny pędzelek typu ołówkowego. Bardzo precyzyjny, tworzę nim kontury makijażu, podkreślam załamanie powieki, maluję wewnętrzny kącik oka. Włoski są sztywne.


Pędzelki do malowania kreski i podkreślania brwi. Tego pierwszego nigdy nie używałam do malowania kreski, bo odstają z niego włoski, a włosie nie jest sztywne i ciężko było o precyzyjność. Tym samym - nie używam go wcale. Jakiś czas malowałam kreski tym drugim, skośnym, teraz służy do podkreślania brwi i w tym przypadku bardzo mi odpowiada.

Pędzle do ust:


Jakoś nie jestem zwolenniczką nakładania pomadek za pomocą pędzli. Zawsze robię to bezpośrednio z opakowania. Jeśli maluję kogoś innego, to wtedy używam tego pierwszego, większego. Nie mam porównania z pędzlami innych marek, jednak ten daje radę w moim odczuciu. Jest ścięty w szpic i ogólnie dosyć cienki. Drugiego, mniejszego pędzelka nie używam w ogóle.

I to już wszystko. Na 19 pędzli używam aż 17 i cieszę się, że je mam, że mam wybór. Na początku roku dokupiłam sobie kilka pędzli z Hakuro i np. pędzel do pudru jest bardziej miękki i gęstszy. Ja jestem bardzo zadowolona z tego zestawu i polecam go początkującym. Pędzle są miękkie, mnie nigdy nic nie drapało i po tylu latach codziennego używania są nadal w dobrym stanie i posłużą mi jeszcze długo. Tylko z pędzla do pudru i do blendowania uciekają włoski, jednak tego do blendowania nadal używam pomimo kupienia sobie H74 z Hakuro :). Ten zestaw kosztował bodajże około 70 zł na allegro, nie jest to majątek, a otrzymujemy dobre pędzle. Teraz także wiem, które pędzle są mi niezbędne, a bez których mogłabym się obejść. 

A jakich pędzli Wy używacie do robienia makijażu?

sobota, 25 stycznia 2014

Sleek, Ultra Matts V2 - Darks

Cześć!

Nie wiem, czy liczba sleekowych paletek, które posiadam robi ze mnie sleekomaniaczkę. Mam ich tylko (albo aż?) sześć. Jednak zdecydowanie są to cienie, po które sięgam najchętniej i zarazem najczęściej. Moja przygoda ze Sleekiem rozpoczęła się około 5 lat temu, to właśnie wtedy kupiłam paletę Original oraz Chaos. Zachwycona jakością i pigmentacją cieni sięgnęłam po kolejne, a niektóre dostałam w prezencie. Tak też stało się z ostatnią paletą Darks, którą dostałam na urodziny. Mam też jej siostrę - paletkę V1 Brights, jednak dzisiaj skupię się na tej pierwszej.


W zasadzie nie wiem, dlaczego tak późno zdecydowałam, że chcę tę paletkę, bo wiadomo, że dostępna jest w sprzedaży od ponad roku. Wydaje mi się, że jest to spowodowane tym, że nieco zmienił się mój kolorystyczny gust - polubiłam ciemniejsze, mniej pstrokate cienie ;). 

Cóż mogę powiedzieć... Darks stała się jedną z moich ulubionych palet do makijażu oka! Za cenę około 37 zł dostajemy 12 całkowicie matowych cieni w pięknej kolorystyce. Cecha, która dotyczy praktycznie wszystkich paletek Sleeka, to pigmentacja, która zachwyca. Kolory są tak dobrane, że można stworzyć mnóstwo makijażowych propozycji zarówno na dzień, jak i na wieczór.


Paletka nie jest też bez wad. Sleekowe cienie mają tendencję do osypywania się. W moim przypadku jest to do przeskoczenia, ponieważ najpierw maluję oczy, a potem nakładam podkład, dlatego tuż po pomalowaniu oczu wycieram osypane cienie i już :). Niektóre z cieni po rozcieraniu tracą na intensywności, przez co ciągle trzeba dokładać koloru. Co prawda nie w tej wersji, ale zdarzyło mi się też tak, że kolor po roztarciu całkiem zmienił się w inny :P. Przyjrzyjmy się bliżej cieniom.





Orbit jest niebieskim z domieszką zieleni, czyli najłatwiej powiedzieć, że jest po prostu morski. Pigmentacja jest bardzo łatwa, cień jest miękki, z łatwością nabiera się go na pędzelek.





Ink jest pięknym, głębokim granatem o podobnych właściwościach, co poprzednik.









Jest to jedyny cień z palety, do którego mam zastrzeżenia. Jest twardy i ciężko nabrać go na pędzelek, mogę maziać pędzelkiem w cieniu i maziać, a wciąż jest go niewiele. To wcale nie oznacza, że jest nie do nabrania, jednak w porównaniu do pozostałej jedenastki przychodzi to z lekką trudnością.






Patrząc na nazwę, powiedziałabym, że jest to czarny cień, jednak nie, to po prostu ciemny szary, praktycznie grafitowy.









Jasny, beżowy cień, wpadający w żółty kolor. Ja zazwyczaj stosuję go do rozcierania ciemniejszych cieni, nakładam pod łuk brwiowy, albo też na całą powiekę.







Bardzo dobrze napigmentowany biały cień. Pamiętam, że w innych paletkach Sleeka biały cień nie był tak dobrze widoczny, tutaj jest inaczej. Idealny do rozświetlenia kącików oczu, łuku brwiowego.






Szary cień o średniej intensywności. Dobrze napigmentowany.









Maple jest w ceglastym kolorze. Uważam, że ładnie podkreśla niebieską tęczówkę oka. Często rozcieram nim górną granicę cienia, podkreślam załamanie powieki.








Kolejny beżowy cień, którym dobrze rozciera się cienie ciemne. Jest ciemniejszy niż Dune i wpada bardziej w pomarańcz.









Cień, którego nazwa idealnie odzwierciedla kolor. Kojarzy mi się z torbami papierowymi na zakupy z amerykańskich filmów :P. Jest bardzo uniwersalny, świetnie na pigmentowany, bardzo go lubię!







Śliwkowy, a nawet bakłażanowy kolor. Co prawda nie lubię fioletów i tym podobnych, jednak ten zdobył moją sympatię :).









Bardzo, ale to bardzo lubię zielenie! Ta zieleń jest piękna, głęboka, ciemniejsza i bardzo nasycona. No uwielbiam ;)!






Macie tę paletkę? Jeśli nie, to bardzo polecam! Przyda się każdemu ze względu na swą uniwersalność. Teraz pojawiła się nowość: Garden of Eden iiii... oczywiście szalenie mi się podoba! Jak wspominałam, uwielbiam zielenie, no i te brązy... 

Zapraszam Was także na mojego facebooka, gdzie na pewno pojawi się niejeden makijaż wykonany za pomocą tej paletki i nie tylko ;) KLIK

czwartek, 23 stycznia 2014

Nowa współpraca: Betterware - Bottega Verde

Cześć!

Jakoś na samym początku roku napisała do mnie Pani Agnieszka z propozycją współpracy. Pani Agnieszka jest przedstawicielką firmy Betterware, która ma wyłączność na sprzedaż kosmetyków Bottega Verde. Zaproponowała mi przetestowanie kosmetyków tej włoskiej marki. Przyznam, że nazwa wpadła mi w ucho po raz pierwszy, a że czuję sentyment do Włoch, po wymianie kilku maili i ustaleni szczegółów - zgodziłam się. Słyszałyście kiedyś o tej marce? Jeśli nie, tak samo jak ja, poniżej kilka informacji:

Betterware Polska to jedyna firma w naszym kraju, która ma w sprzedaży kosmetyki włoskiej marki Bottega Verde. Punktem wyjścia dla każdej formuły produktów Bottega Verde jest harmonia i równowaga z naturą oraz wellness dlatego w kosmetykach BV znajdziemy ponad 300 aktywnych składników naturalnych. W swojej ofercie Bottega Verde posiada kosmetyki kolorowe do makijażu, pielęgnacyjne do twarzy, ciała, włosów i paznokci oraz zapachy. 
Dzisiaj Bottega Verde może pochwalić się ponad 6 milionami zadowolonych klientek oraz pozycją numer 1 we Włoszech w produkcji i sprzedaży kosmetyków z naturalnych, aktywnych składników.

A oto, co przyszło wczoraj w paczce:


>> Masło do ciała Karite z Afryki
>> Pianka oczyszczająca z ekstraktem z ogórka
>> Kredka do oczu w kolorze intensywnej czerni
>> 2 próbki kremu do rąk z czarną wanilią
>> Katalog firmy Batterware


Chociaż przesyłka dotarła przedwczoraj, to dopiero wczoraj odpakowałam swoją paczuszkę z racji tego, że wróciłam do Zabrza. Oczywiście wszystko dokładnie obwąchałam ;). Masło pachnie przepięknie, otulająco i jakoś tak... relaksująco. Z przyjemnością posmaruję się nim po kąpieli, na pierwszy rzut "nosa" pachnie bardzo intensywnie, więc przyjemnie będzie mi się zasypiało. Pianka do mycia twarzy pachnie równie świeżo, delikatnie i ładnie. Kredka jest bardzo mięciutka.

Katalog jest jakby podwójny, tzn. z jednej strony znajduje się część kosmetyczna, a z drugiej strony, po odwróceniu znajduje się część z akcesoriami dla domu i środkami czystości. Zauważyłam ciekawe akcesoria do kuchni! No bo już wiecie, że jestem gadżeciarą :). Oprócz tego, w części kosmetycznej znajduje się wiele kosmetyków pielęgnacyjnych i kolorowych.

Jestem bardzo ciekawa właściwości kosmetyków, dlatego z przyjemnością przystępuję do testów! Spodziewajcie się recenzji, kiedy dokładnie zapoznam się z kosmetykami!





wtorek, 21 stycznia 2014

No36, krem na pękające pięty

Cześć!

To już ostatni z kosmetyków marki No36 przeznaczonych do codziennej pielęgnacji stóp. Jest to krem, który nadaje się dla skóry suchej i zrogowaciałej. Ja osobiście nie mam problemów z pękającymi piętami, jednak testowała go osoba, która z tym problemem się boryka.


Od producenta:

Skutecznie likwiduje suchość i szorstkość skóry, przynosząc ulgę w przypadkach bolesnych pęknięć na piętach już po pierwszym zastosowaniu. Jego innowacyjna formuła zawiera naturalne składniki aktywne, które redukują zgrubienia naskórka, przyspieszają jego regenerację oraz zapobiegają powstawaniu nowych pęknięć i zrogowaceń. Dzięki lekkiej konsystencji krem szybko się wchłania i nie pozostawia uczucia tłustości, a skóra stóp staje się miękka, gładka i elastyczna.

Naturalne składniki aktywne:
>> Lanolina: redukuje szorstkość skóry, przynosząc ulgę spękanej skórze pięt
>> Olej lniany: likwiduje zgrubienia i zrogowacenia skóry
>> Kwas salicylowy: silnie zmiękcza i złuszcza martwy naskórek
>> Alantoina + D pantenol: łagodzi podrażnienia i przyspiesza regenerację skóry
>> Olejek miętowy: działa łagodząco, chłodząco i odświeżająco na stopy

Opinia:

Jako jedyny krem marki No36, które miałam okazję testować dzięki portalowi U Dziewczyn, jest opakowany dodatkowo w kartonik. Cała szata graficzna jest utrzymana w podobnym stylu, co reszta kremów. Ładna, prosta, bez udziwnień, przyciąga oko. W tubce dostajemy 75 ml kremu. który wydobywa się przez otworek, a sama tubka zamykana jest na klik.


Krem jest biały, ma treściwą, kremową konsystencję, która, tak jak zapewnia producent, bardzo szybko się wchłania. Nie pozostawia tłustej, niekomfortowej warstwy na skórze. Pachnie tak, jak reszta kremów - cytrynowo, jak już wspominałam, kojarzy mi się z mleczkiem Cif ;) jednak nie jest to żadną wadą. 


W kwestii działania - co tu dużo mówić. Osoba, która go testowała powiedziała, że krem znacznie polepszył stan pięt, szybko regenerował skórę i powodował, że pęknięcia nie były tak dokuczliwie bolesne. Stosowany regularnie nawilżył pięty i spowodował, że nie pojawiały się kolejne pęknięcia. I to jest najważniejsze, krem działa dokładnie tak, jak obiecuje nam producent! Jest taniutki, około 6 zł, a naprawdę godny polecenia, dlatego jeśli macie problemy z pęknięciami na piętach - lećcie do Natury, Rossmanna i innych drogerii, bo krem jest bardzo łatwo dostępny!

Dziękuję bardzo portalowi U Dziewczyn za możliwość testowania kosmetyków do stóp marki No36, zaznaczam też, że fakt dostania czegoś za darmo zupełnie nie wpłynął na moją opinię!





sobota, 18 stycznia 2014

Black&White Tribal Eye - makijaż na konkursowy na ambasadorkę Pierre Rene

Cześć dziewczyny :)

Nie biorę często udziału w konkursach makijażowych, jednak kiedy ogłoszono konkurs na ambasadorkę marki Pierre Rene i MIYO postanowiłam wysłać swoje zgłoszenie. Przecież nic nie tracę! Wiem, że konkurencja jest powalająca i mam marne szanse, no ale... zgłoszenie poszło :). Tematem była czerń i biel, więc zmalowałam coś w tych barwach. Inspiracja nadeszła spontanicznie - ostatnio malowałam na ramieniu mojego M. tribal i postanowiłam w to wkomponować oko. A wyszło tak: 





Było w tym sporo zabawy, a także ćwiczenia precyzji! Zobaczymy, co z tego wyjdzie :). Nie ukrywam, że bycie ambasadorką jest jak kosmetyczne marzenie, bo przecież Pierre Rene i MIYO mają świetne kosmetyki!

A Wy brałyście udział w konkursie? Jeśli tak, trzymam kciuki za Was wszystkie, a jeśli nie - macie jeszcze kilka godzin na wysłanie zgłoszenia!

środa, 15 stycznia 2014

Karnawał z błyskiem na oku - Glam Specialist Eyeliner

Cześć dziewczyny!

Zupełnie nagle, jak to często w moim przypadku bywa, poczułam potrzebę posiadania brokatowego eyelinera. W sieci wyczaiłam, że My Secret ma takie w swojej ofercie. Czym prędzej znalazłam się w Naturze. Co prawda, polowałam na złoty eyeliner, jednak już nie było, co nie jest aż tak dziwne tuż przed Sylwestrem (bo wtedy go szukałam). Spodobał mi się także srebrny, który od razu wszedł w moje posiadanie. Dzisiaj chcę Wam go pokazać, bo strasznie mi się spodobał!


My Secret oferuje nam srebrny brokat zatopiony w bezbarwnej bazie, co czyni go naprawdę uniwersalnym. No bo wiecie - kiedy eyeliner ma określony kolor, a w nim można znaleźć migoczący elementy, mamy niewiele możliwości zastosowania. Zazwyczaj ląduje na oku jako zwykła kreska i to tylko w makijażu, do którego pasuje kolorystycznie. Natomiast bezbarwna baza daje nam więcej możliwości: można go nałożyć na istniejącą już kreskę w dowolnym kolorze, dzięki czemu udekorujemy kreskę zrobioną nawet cieniem do powiek, idąc dalej, można nałożyć go na cień na całą powiekę, co daje efekt brokatowego cienia, można także nałożyć go w dowolnym miejscu na oku jako dekorację makijażu, ograniczyć nas może tylko wyobraźnia!


Eyeliner jest wyposażony w aplikator - pędzelek, co daje nam wygodę w malowaniu. Co prawda nie jestem przyzwyczajona do eyelinerów z pędzelkiem, jednak w tym przypadku bardzo łatwo nim operować. 

Brokatu w eyelinerze znajdziemy sporo, na pewno nie jest tak, że po wyciągnięciu pędzelka i przejechaniu nim po powiece zliczymy brokat na palcach jednej ręki. Efekt można ładnie stopniować.
Eyeliner wytrzymał na powiece cały dzień, nic się nie osypało. Koszmarem byłoby spojrzenie w lustro na imprezie i zauważenie, że po twarzy walają się błyszczące kropki, które powinny być na oku! 
Kosmetyk zasycha bez większych problemów. Jeśli chodzi o zmywanie - schodzi nie bez oporu, ale wystarczy przytrzymać wacik na powiece kilka chwil i już, wcale nie musiałam trzeć oka, by wszystko zmyć. Widzę w nim jedną wadę, o której przypomniałam sobie dopiero dzisiaj, kiedy używałam go do makijażu - nałożony na powiekę może powodować, że skóra pali i piecze. Po chwili na szczęście to znika. Pieczenie jest silniejsze, jeśli pod eyelinerem nie ma żadnego innego eyelinera, kredki, czy cienia.

Teraz kilka "propozycji podania" ;)


Na całą czarną kreskę. Nadaje się nawet do makijażu dziennego!


To widziałyście w moim makijażu sylwestrowym. Eyeliner nałożyłam na całą powiekę, bazę stanowił czarny cień.


A to już makijaż z ostatniego postu. Eyeliner nałożyłam nad czarną kreską. Niby nic, a moim zdaniem ładnie urozmaica, a nawet rozświetla makijaż oka.

Za 8,49 zł dostajemy bardzo fajny eyeliner. Nie uważam, by był to kosmetyczny niezbędnik, jednak w prosty sposób można urozmaicić makijaż, szczególnie teraz, w okresie karnawału można zaszaleć! 

Lubicie takie dodatki :)?

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Kreski w roli głównej!

Cześć dziewczyny!

Ostatnio chciałam się pobawić makijażem i z inspiracją przyszła mi Alina z bloga Alina Rose Makeup Blog. Jakoś jeszcze w grudniu dodała makijaż, którego głównym punktem były orientalne kreski. Postanowiłam w ramach ćwiczeń spróbować stworzyć coś podobnego :). Zmieniłam kolorystykę makijażu, dodałam swoje elementy. Makijaż Aliny jest idealny, ale ja też bardzo się starałam, by kreski wyszły podobnie :). Dzieło Aliny możecie zobaczyć TUTAJ :). A poniżej moje wypociny :D



Użyte kosmetyki:
>> Hean, Stay On Eyeshadow Base
>> paletka Sleek, Ultra Matte Darks (cienie: Highness, Pillow Talk, Paper Bag)
>> Sleek, Eye Dust, Drama #692
>> Biała kredka Sephora
>> Żelowy eyeliner Pierre Rene, Carbon Black
>> My Secret, Glam Specialist Eyeliner #5
>> Lovely, Curling Pump Up Mascara
>> Podkład Paese, Porcelana
>> Dermacol, jako korektor
>> Essence, transparentny puder sypki
>> W7, Honolulu
>> Pomadka Catrice, Be Natural

I jak Wam się podoba? Mnie przypadł do gustu, ale powiem szczerze, że nieźle się namęczyłam z tymi kreskami! Cieszę się, że nie wyszły strasznie krzywo ;). Bardzo fajne ćwiczenie!